Barbara Niewiedział w kapitalnym stylu obroniła złoty medal z Londynu w biegu na 1500 m kategorii niepełnosprawnych intelektualnie. 35-letnia Polka świetnym finiszem wyprzedziła drugą na mecie Węgierkę Ilonę Biacsi (jedną z sióstr bliźniaczek) o blisko 3,5 sek! To już jej drugi medal na igrzyskach w Rio de Janeiro, wcześniej zdobyła brąz w biegu na 400 m, okupiony upadkiem i licznymi starciami skóry…
– Spełniłam to, co wszystkim obiecałam. Mówiłam, że podniosę się po upadku, bo taka jestem też w życiu, zawzięta i uparta. Zawsze dążę do celu za wszelką cenę i nigdy się nie poddaję. Po tej wywrotce na 400 m jestem obolała, piecze mnie starty bark, ramiona, łokcie, kolano, bolą żebra. Ale okiełznałam strach – mówiła po dekoracji.
Opowiadała, że wywalczyła ten medal dla córeczek, które bardzo ją wspierały. Złoto zadedykowała 8-letniej Martynce, bo 13-letniej Wiktorii zdążyła już zadedykować brąz. – Dziękuję wam, kochane córeczki, że dodałyście mi otuchy i sił na ten bieg. Po naszej nocnej rozmowie nabrałam odwagi i siły, żeby walczyć dla was, właśnie dla was. Niestety Wikusiu, dla ciebie jest ten brązowy, ale wiedz, że mama bardzo się dla niego poświęciła. Za cztery lata w Tokio będzie złoto i dla ciebie – mówiła ze łzami w oczach.
Opowiadała, że pod jej nieobecność córkami zajmuje się jej mama i siostra. Transmisję z biegu na 400 m oglądały w internecie. Niestety sieć padła akurat w momencie kiedy mama na finiszu doznała groźnego upadku. Relację przerwano i córki poszły spać zapłakane, nie wiedząc co z mamusią. Ta zaczekała aż w Polsce będzie 7. rano (o 2. w Rio), by powiedzieć, że jest cała i ma brązowy medal. – I znów płakałyśmy, tylko tym razem były to łzy radości. Pokazałam medal i maskotkę dla Wikusi. Obiecałam, że dla Martynki zdobędę medal za dwa dni. Musiałam dotrzymać słowa – mówiła.
O samym wyścigu Niewiedział powiedziała, że od początku do końca kontrolowałam go taktycznie. Nie obwiała się Japonki, która tak pognała do przodu, ani dwóch węgierskich sióstr bliźniaczek, swoich przyjaciółek z którymi spędza wakacje. Ani Ukrainki, która przybiegła na trzecim miejscu. Znała ja ze wspólnych treningów w Szklarskiej Porębie. – Wiedziałam, że będzie mocna. Ale niestety ja jestem najmocniejsza. Nie dałam się pokonać w Londynie, w Rio i nie dam w Tokio. Ten dystans należy do mnie! Nawet kiedy biegnę obita. Po prostu jak człowiek upadł, trzeba szybko się podnieść i dalej dążyć do celu. Co tam drobne przeciwności – podkreśliła.
Niewiedział dodała gorzko, że nie ma złudzeń, że to kolejne paraolimpijskie złoto zmieni diametralnie jej życie. – Będzie tak samo jak po złocie w Londynie. Tak jakby ktoś na chwilę uchylił mi drzwi i zaraz zamknął, na cztery lata. Teraz będzie tak samo. Też przez chwilę są otwarte, ale zaraz wróci ciężka szara codzienność, godzenie treningów i wychowywanie dzieci. Będę musiała ułożyć sobie wszystko na nowo. Ale zamierzam przygotować się do Tokio, bo jak mówiłam, jestem uparta i nigdy nie odpuszczam.
Michał Pol, Rio de Janeiro