fbpx
Aktualności

Tym razem bez Mazurka Dąbrowskiego, za to z brązem Michała Dąbrowskiego

Brązowy medal turnieju szpadzistów (kat. B) na igrzyskach paralimpijskich w Paryżu wywalczył Michał Dąbrowski. To jego drugie podium, po srebrze w szabli, i jednocześnie 20. krążek reprezentacji Polski na tych igrzyskach. Czwarte miejsce w szpadzie kat. A zajęła Marta Fidrych.

– W walce trzeba rozłożyć siły. Wiadomo, że można gonić, gonić i się zmęczyć. To mi przypomina scenę z „Epoki lodowcowej”, jak tygrys goni chyba sarnę i w końcu świat mu „ucieka”, a sarna podbiega do niego, skacze na paluszkach i się śmieje. A on, zdyszany, nie ma siły. Tak samo jest w walce. Trzeba rozłożyć siły, żeby starczyło ich do końca. Jeżeli bym ich nie rozkładał, mógłbym wypompować się na początku walki, a na końcu przeciwnik by mnie zniszczył – mówił Michał Dąbrowski tuż po walce o brązowy medal.

W tym spotkaniu gonić nie trzeba było. Od samego początku mecz Dąbrowskiego i Chińczyka Zhanga Jie to była walka dosłownie punkt za punkt. W ten sposób szermierze dotarli do wyniku 14:14. Jaki jest przepis na taką sytuację?

– Robić to, co wchodzi – odpowiedział Dąbrowski. – Dwa razy z rzędu weszło mi takie mocne naciskanie na przeciwnika, a on się nadziewał. Raz na „podwójną lampę” [trafienie równoczesne – przyp. red.], ale statystycznie miałem 50 proc. szans, że mi się uda. Postawiłem na tę kartę. Jeżeli szedłem do tyłu, to przeciwnik wykorzystywał tę okazję i na tym traciłem. A to nie był moment na rozgrywanie, tylko walczenie o ten punkt.

Udało się! Lampa zapaliła się po właściwej stronie i to Michał Dąbrowski zdobył brązowy medal igrzysk w Paryżu.

– Nie znałem tego rywala, w całym moim życiu nie walczyłem z tym człowiekiem. Jest naprawdę dobrym przeciwnikiem i szukałem rozwiązań. Emocje były do końca. Nie wierzyłem, że mi się uda. Przypuszczałem, że w ostatnim punkcie coś zepsuję. Tak mi się wydawało – podkreślał nasz zawodnik.

Szpada zawsze uciekała

Dąbrowski rozpoczął turniej od dwóch zwycięstw po 15:5 – w 1/8 finału z Włochem Gianmarco Paoluccim i Chińczykiem Hu Daoliangiem. Niestety, w półfinale lepszy okazał się Brytyjczyk Dimitri Coutya (13:15), który zresztą później zdobył złoto. Przed walką o brąz nasz zawodnik musiał jeszcze stoczyć pojedynek czwartej rundy repasaży z Jovanem Guissonem z Brazylii, który wygrał 15:7.

Po zwycięskiej walce o brąz w szpadzie Dąbrowski cieszył się o wiele bardziej niż po zdobyciu srebra parę dni wcześniej w przegranym finale szabli. I nie chodziło tylko o to, że wygrany pojedynek cieszy bardziej niż przegrany, mimo iż okraszony srebrem.

– Szpada zawsze mi uciekała, a wydaje mi się, że jest moją wiodącą bronią – mówił Dąbrowski. – Mam bardzo dobrego trenera i nie chcę go zawieść, a cały czas wychodziły jakieś niepowodzenia. I wreszcie jest!

Sukcesy na igrzyskach w Paryżu przynoszą też inny skutek. Michał Dąbrowski o wiele ważniejszą walkę prowadzi bowiem poza szermierczą planszą. To walka o życie po zdiagnozowaniu u niego w listopadzie ubiegłego roku nowotworu. By mieć szanse na wyleczenie, potrzebuje leku, który nie jest refundowany. Koszt jednorazowego wlewu wynosi 20 250 zł. Wlew musi być robiony co dwa tygodnie. Całkowity koszt leczenia to 850 000 zł. Powstała zbiórka, która jeszcze kilka dni temu pozwoliła zgromadzić połowę potrzebnych pieniędzy. Przez parę dni medialnej popularności jako medalisty zebrana kwota wzrosła aż o 300 tys. zł! Jeszcze trochę jednak brakuje, dlatego przypominamy link do zbiórki: https://pomagam.pl/33a647

Więcej się nie dało

Niedługo po walce Michała Dąbrowskiego do pojedynku o brąz w szabli kat. A przystąpiła Marta Fidrych. Jej droga była nieco dłuższa. Najpierw w 1/8 finału pokonała Brazylijkę Rayssę Veras, by w ćwierćfinale przegrać z Gu Haiyan 13:15, choć prowadziła już 13:12. Musiała się więc przebijać przez repasaże, gdzie od razu trafiła na koleżankę z kadry, Kingę Dróżdż. W tym „siostrobójczym” pojedynku lepsza była Fidrych (15:11). W kolejnej walce pokonała 15:12 Yu Chui Yee z Hongkongu, a następnie nie dała szans Węgierce Amarilli Veres, z którą prowadziła już 10:2, by pojedynek zakończyć zwycięstwem 15:8. W walce o brąz czekała jednak… ta sama Chinka Gu Haiyan, z którą Fidrych przegrała w 1/4 finału.

– Jak rano zobaczyłam w drabince, że mam tę Chinkę już na początku na swojej drodze, to wiedziałam, że będzie ciężko o finał, no i że zostanie walka o brąz – mówiła Marta Fidrych. – Jak zobaczyłam, że w walce o brąz mam znowu ją, to… Wierzyłam, że mogę wygrać, ale wiedziałam, że będzie cholernie ciężko. Chińczycy są tu bardzo dobrze przygotowani, zresztą są czołówką światową, więc nawiązać z nimi walkę, to już jest naprawdę sukces.

W pojedynku o brąz Gu Haiyan już od początku osiągnęła przewagę 5:2, jednak Fidrych nie odpuszczała i doprowadziła do 6:5. Niestety, od stanu 7:6 kilka trafień uzyskała wyłącznie Chinka i zrobiło się 11:6. Fidrych walczyła, przeważała w końcówce pojedynku, spotkanie zakończyło się jednak wynikiem 15:12 dla rywalki.

– Jestem dumna z siebie, bo zrobiłam tu absolutnie wszystko, co mogłam – mówiła Fidrych po walce łamiącym się, pełnym emocji głosem. – Chciałabym podziękować wszystkim ludziom, którzy uwierzyli we mnie, moim trenerom Sebastianowi Giedroiciowi, Wojtkowi Ryczkowi, fizjoterapeucie Pawłowi Jaworskiemu, trenerce mentalnej Monice Dawid-Sawickiej, bo włożyli kupę pracy w to, żebym tu wystartowała na najwyższym poziomie. W życiu nie byłam tak dobrze przygotowana. Nie wierzyłam, że tu w ogóle przyjadę, bo nie chciałam już robić szermierki po ostatnich igrzyskach, ale cieszę się, że się zdecydowałam, mimo tego czwartego miejsca. Chyba lepiej przygotowana nie byłam mentalnie i szermierczo. I szczerze mówiąc wydaje mi się, że ja byłam tutaj niemal jedyną osobą, która byłaby w stanie wygrać z tą Chinką. Strasznie żałuję, że tego nie zrobiłam. Będzie mi jeszcze długo przykro, ale uważam, że przy takim losowaniu więcej się nie dało.

Tomasz Przybyszewski, Tomasz Gorazdowski, informacja prasowa Polskiego Komitetu Paralimpijskiego, fot. Bartłomiej Zborowski/Polski Komitet Paralimpijski