Mateusz Michalski wywalczył srebrny medal w biegu na 100 m w kat. T13, czyli osób niedowidzących na MŚ w lekkiej atletyce osób niepełnosprawnych w Londynie. Drugie miejsce na podium zapewnił sobie dosłownie rzutem na taśmę, szalonym atakiem na finiszu z czwartego miejsca.
– Wiedziałem, że wygra ten, kto pobiegnie do końca i rzuci się na linię mety. Tzn. wiedziałem, że wygra Irlandczyk Jason Smyth, bo od paru lat nie ma sobie równych i rządzi w naszej kategorii. Kandydatów do miejsca na podium obok niego było kilku. Chciałem powalczyć, choć setka to nie mój koronny dystans, ja jestem klasyczną dwusetą.
Toteż po cichu liczył co najwyżej na brązowy medal. Ale gdy w środku stawki poczuł, że idzie równo z rywalami, zrozumiał, że może przesądzić dobry finisz. Na mecie wyprzedził Australijczyka Chada Perrisa o 0,01 sekundy! Czas 10.95 to jego najlepszy wynik w sezonie.
Michalski to mistrz i srebrny medalista paraolimpijski z Londynu 2012 na 200 m i rekordzista świata, ale w kategorii T12 dla osób z bardzo ograniczonym widzeniem. Od siódmego roku życia cierpi na chorobę Stargarda, która pozbawiła go 90 procent wzroku.
– Choroba zeżarła sobie tyle wzroku ile chciała i się zatrzymała. Szczęśliwie od 20 lat nie posunęła się naprzód. Nie ma na nią lekarstwa, ani nie da się niczego naprawić operacyjnie. Widzę tylko z bliska, im dalej tym bardziej rozmazany obraz. Mam problem z rozpoznawaniem twarzy, czytaniem czcionki. Ale i tak czuję się szczęśliwy, że widzę choć do tych dwóch metrów w przód. I że mogę robić to, co kocham – mówi.
W 2013 Michalski postanowił przenieść się do trudniejszej kategorii dla widzących nieco więcej. – To była kwestia motywacji, nie miałem już się z kim ścigać, nasza grupa się wypaliła. A mnie motywuje tylko rywalizacja, nie pieniądze czy łatwe sukcesy. A tu biega ten niepokonany Irlandczyk, nieźli Brazylijczycy, Australijczycy, poziom jest znacznie wyższy. Znów poczułem ochotę wychodzenia na trening. I satysfakcję z sukcesów – opowiada.
Michalski startuje trzy lata w nowej kategorii i to jego największy sukces. Do sportu trafił w szkole integracyjnej w Owińskach pod Poznaniem, gdzie trener Wiesław Pawlak prowadził kółko sportowe i zaraził go pasją do biegania.
– Miałem szczęście do trenerów, przez siedem lat prowadził mnie Adam Kaczor, uczestnik igrzysk w Meksyku. A teraz fantastyczny szkoleniowiec Tadeusz Such. Ułożył mnie technicznie. Z powodu słabego wzroku ciężko mi koordynować ruchy, a on pracuje nad każdym szczegółem – opowiada.
I wyjaśnia, że poprawił wyjście z bloków i pierwsze 25 m. Miał tendencję, żeby automatycznie skracać krok, teraz z każdym stara się sięgać coraz dalej, maksymalnie go wydłużać. Nie patrzeć w dół, bo robił wówczas „garba”, ale starać się sięgać wzrokiem przed siebie. – Jest sporo detali do poprawy, w jeden rok nie da się wszystkiego ogarnąć. Ale już do igrzysk paraolimpijskich w Tokio powinniśmy dać radę – mówi.
Michał Pol, Londyn