– Znowu czwarte miejsce. Najgorsze dla sportowca, bo znów byłem tak blisko podium i spełnienia – żałował Jacek Czech, który na 50 m stylem grzbietowym (klasa S2), podobnie jak dwa dni wcześniej na 100 m w tym samym stylu, zajął miejsce tuż za podium.
– Czuję wielką gorycz, bo ostatnie siedem lat tak naprawdę w całości poświęciłem sportowi wyczynowemu i przygotowaniom do igrzysk – dieta, dyscyplina, poświęcenie, systematyczność, katorżnicza harówka w basenie. Muszę w sobie przetrawić te czwarte miejsca, na razie ciężko mi się z tym oswoić – stwierdził.
Dodał, że czeka go jeszcze start na 200 metrów stylem dowolnym.
– Nie chcę szukać wymówki, ale ostatnie miesiące były dla mnie ciężkie pod kątem zdrowia. Spadło na mnie siedem plag egipskich: najpierw złamanie kości strzałkowej i piszczelowej. Potem, pod koniec lipca, podczas upadku strzeliły mi dwa żebra – piąte i szóste. Trenowałem więc bardzo delikatnie i nie wiedziałem do końca, na co mnie stać w Paryżu. Tak naprawdę dopiero od wczoraj zacząłem dobrze funkcjonować. Żeby odnieść sukces w pływaniu, trzeba wszystko robić perfekcyjnie technicznie. A ja dopiero wczoraj odnalazłem płynność ruchu i złapałem w basenie rytm. Ale jak mówię, nie szukam usprawiedliwienia, bo jestem zawodowym sportowcem i muszę znajdować w sobie pokłady siły i przezwyciężać słabości. Po prostu czasem nasze zdrowie i nasz organizm mówią: stop! – dodał Czech.
30 lat wojownika
W sierpniu minęło właśnie 30 lat od feralnego skoku do wody na główkę, po którym uszkodził rdzeń kręgowy, co oznaczało wózek. Jacek miał wtedy 18 lat i przygotowywał się do klasy maturalnej. Jak opowiada, przetrwał dzięki rodzinie i wierze w Boga. Miał niesamowitą chęć zmiany swojej sytuacji.
– To było 30 lat determinacji, uporu, niezgody na stan, w jakim się znalazłem. Ale też rywalizacji, wyzwań i tak naprawdę fantastycznej przygody, bo sport to przygoda życia. Bardzo ciężko przez te 30 lat nad sobą pracowałem, bardzo dużo trenowałem, poznałem siebie, poznałem wielu fantastycznych ludzi, ustanowiłem trzy rekordy świata na krótkim basenie i rekordy Polski na długim basenie. Za mną fantastyczna historia, ale to jeszcze nie koniec – stwierdził Czech.
Przysłuchuje nam się brat Jacka, Przemysław, jego trener, przyjaciel i opiekun.
– Gdyby nie Przemek, dawno pewnie rzuciłbym pływanie. Jest moim oparciem. Nie tylko trenerem, zajmuje się organizacją moich przygotowań, wyjazdów, treningów, codziennego życia – podkreślił Jacek.
– Wkręciłem się w pływanie dla Jacka. Pierwszy raz na mistrzostwa Europy wyjechałem w 2009 roku. Przez długi okres pomagałem kadrze, będąc tzw. team leaderem. A od igrzysk w Tokio skupiłem się już tylko na bracie – dodał Przemek.
Los Angeles 2028?
Jacek Czech ma 48 lat. Mnóstwo medali mistrzostw Europy (12) i świata (11), ale ani jednego igrzysk paralimpijskich. Czy będzie chciał powalczyć za cztery lata w Los Angeles?
– Na pewno będę potrzebował troszeczkę odpoczynku, bo mam bardzo mocno wyeksploatowany organizm. Jeśli będę miał pewność, że będę miał możliwość przygotowań na najwyższym poziomie – odnowę biologiczną, zgrupowania, fizjoterapię – to być może tak. Czuję się wojownikiem, ale chcę mieć świadomość, że będę mógł wygrywać – mówił. – Kolejne igrzyska? Chciałbym, nie ukrywam. Jestem sportowcem, a sport jest moją pasją i moim życiem. Ale nie chciałbym, żeby to było jak walenie łopatą o kamień. Nie chcę marnować życia chodząc na basen i udając, że trenuję. Chcę trenować, żeby coś osiągnąć – podkreślił.
Michał Pol z Paryża, fot. Tomasz Markowski/Polski Komitet Paralimpijski