Barbara Bieganowska-Zając wygrała finał biegu na 1500 metrów w klasie T20! Po raz piąty w karierze została mistrzynią paralimpijską! Wcześniej złote medale na tym dystansie zdobywała na igrzyskach w Londynie 2012, Rio 2016, Tokio 2020 oraz na 800 m w Sydney w 2000 r.
Bieganowska-Zając znów nie miała sobie równych na swoim koronnym dystansie. Na finiszu odsadziła rywalki niemal o 3 sekundy. Czasem 4.26,06 uzyskała najlepszy wynik w sezonie. Druga na mecie była Ukrainka Liudmyła Danylina (4.28,40), trzecia Brazylijka Antonia Barros da Silva (4.29,40). Ostatnie metry Polka biegła z wielkim uśmiechem na twarzy.
– Nie ukrywam, że nie tylko chciałam wygrać, ale miałam plan, żeby pobić rekord świata. Ale w pewnym momencie usłyszałam spokojny oddech Brazylijki, więc wiedziałam, że jest dobrze przygotowana. Podczas biegania zawsze wsłuchuję się w to, jak oddychają zawodniczki, czy dyszą tracąc siły, czy mają zapas. Więc uznałam, że zaczekam. Ostatnie 500 metrów ruszyłam troszeczkę szybciej. Ona cały czas za mną. Dopiero na ostatnich 200 metrach odpaliłam się i dobiegłam do mety moim najlepszym tempem – opowiadała Bieganowska-Zając.
Teraz LA!
I od razu zadeklarowała, że spróbuje pobić własny rekord świata za… cztery lata na igrzyskach w Los Angeles, bo bynajmniej nie zamierza kończyć kariery. 43 lata na karku zupełnie jej nie przeszkadzają.
– Uwierzcie mi, że wiek zupełnie mi nie ciąży. To tylko jakaś tam liczba, kartka w kalendarzu. Dalej jestem głodna sukcesów, mało mi. Zamierzam pojechać do Los Angeles po swój szósty medal paralimpijski! – zadeklarowała.
Bieganowska-Zając bardzo chwaliła fantastyczną publiczność na Stade de France w Paryżu, która niemal w całości wypełniła stadion podczas porannej sesji lekkoatletycznej.
– Bardzo mi pomogła publiczność. Każde moje wyjście z korytarza na stadion to były krzyki, oklaski, doping tego radosnego tłumu. Aż miałam ciarki i włosy dęba stawały. Tym bardziej chciałam odpalić i pokazać efekt moich ciężkich treningów. Wiedziałam też, że z trybuny dopinguje mnie moja siostra, która przyjechała z Holandii. A przed telewizorem moje córeczki, Martynka i Wiktoria. One dodały mi dodatkowej energii – mówiła owinięta we flagę z napisem „Od Sydney po Paryż, od złota do złota, niepokonana. Dla dalszych pokoleń inspiracja zapisana”, którą przygotowała siostra.
Tajemnica sukcesów
Na czym polega jej tajemnica, że zdobywa złoto na piątych igrzyskach? Rywalki się zmieniają, młode zawodniczki pojawiają się, próbują – a ona wciąż jest niepokonana.
– Jestem bardzo upartą kobietą, jak sobie coś zapowiem, tak robię. I waleczną. Nigdy się nie poddałam, choć wiele razy upadałam, raniąc ręce i nogi na bieżni i serce – w życiu. Zawsze potrafiłam się podnieść, iść do przodu i walczyć mimo przeciwieństw i ludzi dookoła mnie, którzy życzyli mi źle. Wybierałam tylko te osoby, od których czułam tylko dobrą moc i pozytywną energię. I im jestem dziś stukrotnie wdzięczna… – mówiła.
Wie, że jej sukcesy mogą przyciągnąć do sportu innych.
– Chcę być przykładem dla ludzi, że mimo różnych przeciwieństw można w życiu naprawdę dużo osiągnąć, trzeba tylko chcieć i o to walczyć. I otaczać się wartościowymi ludźmi, przyjaznymi, chętnymi do pomocy, a nie zrzucającymi cię na bok – dodała.
Srebrna ale złota
Bieganowska-Zając, tak jak na starty na poprzednich igrzyskach, przygotowała specjalną fryzurę. Tym razem wybrała warkoczyki. Wyjątkowo jednak zrezygnowała z koloru złotego blond, jak poprzedni, wybierając barwę siwą.
– To nie jest balejaż ale mój naturalny kolor włosów. Tak, są już siwe i postanowiłam tego nie ukrywać. Nie chcę już być farbowaną żółtą blondynką, wolę być naturalną silver. Chciałabym przez to powiedzieć innym kobietom po czterdziestce – to nie tak, że w tym wieku coś się kończy. Nadal możecie robić to, co kochacie.
Barbara także ma swoją inspirację.
– Zainspirował mnie film na Netfliksie o Dianie Nyad, pływaczce, która w wieku 64 lat przepłynęła w 53 godziny z Kuby na Florydę [to miejsce uważane za „Mount Everest pływaków”, bo czają się tam niebezpieczne prądy, ale też rekiny i meduzy – przyp. red.]. Ona po tym wyczynie właśnie przekonywała młodzież, że jak się czegoś bardzo chce i w to wierzy, to można to osiągnąć bez względu na wiek, niepełnosprawność czy cokolwiek innego – mówiła.
Dziewczyny, walczcie z depresją!
– Ja też miałam w życiu i karierze momenty, że było mi bardzo ciężko. I nawet byłam bliska decyzji, żeby rzucić sport i starty. Przechodziłam bardzo mocną depresję przed igrzyskami w Rio de Janeiro w 2016 roku. Pomogła mi z niej wyjść terapia u świetnego dra Gibały. Wyszłam z niej silniejsza i dziś chcę mówić do kobiet w podobnej sytuacji: dziewczyny, walczcie o siebie, podnieście się, pokażcie tym wszystkim, którzy wpędzili was w depresję, którzy chcieliby was zamknąć w domach, że się nie poddacie. Uwierzcie mi, są wspaniali lekarze, są wspaniali ludzie, którzy wam pomogą, tak jak pomogli mnie! – przekonywała gorąco.
Pytana, który z pięciu złotych medali sprawił jej największa satysfakcję, odparła, że właśnie ten z Rio zdobyty po depresji. Oraz ten pierwszy, wywalczony w wieku 19 lat na igrzyskach w Sydney 2000.
– Tamten pierwszy medal sprawił, że po prostu aż chciało mi się żyć – stwierdziła. – Zrozumiałam, że właśnie to chcę w życiu robić i to jest mój cel. Dziś mam ponad 40 lat, dwie wspaniałe córki, które sama wychowałam. Cieszę się, że są ze mną duchowo i wspierają mnie, są zawsze w trudnych momentach. Im dedykuję ten medal, a także mojemu kochanemu mężowi, dzięki któremu tak naprawdę dziś tutaj jestem.
Michał Pol z Paryża, fot. Bartłomiej Zborowski/Polski Komitet Paralimpijski