Otylia Marczuk z pilotką Ewą Bańkowską zdobyły brązowy medal mistrzostw świata w parakolarstwie torowym, które w dniach 20-24 marca 2024 r. odbywały się w Rio de Janeiro. Startujące na tandemie (w klasie B, tj. zawodniczek z niepełnosprawnością wzroku) Polki wywalczyły medal w wyścigu indywidualnym na dochodzenie na dystansie 3 km.
Na drodze do brązu na drodze naszych zawodniczek stanęły utytułowane Irlandki Katie-George Dunlevy i Evelyn McCrystal. Powiedzieć, że rywalizacja była emocjonująca, to nic nie powiedzieć. Już na początku Polkom zdarzył się defekt.
– Przy starcie z maszyny mocno „depnęłyśmy” i ośkę w tylnym kole urwałyśmy – tłumaczy Ewa Bańkowska. – Nawet sędzia się dziwił, że polskie kobiety są takie silne – dodaje ze śmiechem.
Rower ma już swoje lata, a także swoje wady i nie wytrzymuje takich obciążeń. Nowy został zamówiony w listopadzie, nie zdążył jednak „dojechać” na te mistrzostwa. Na szczęście regulamin umożliwia w takiej sytuacji szybką naprawę usterki. Naszej ekipie udało się zmieścić z nią w przewidzianym czasie i start powtórzono.
Od początku dużą przewagę zbudowały Irlandki. Przez dłuższy czas prowadziły, mając niemal pół sekundy przewagi. Nasze zawodniczki nie dawały za wygraną, jednak jeszcze na 250 m przed końcem to rywalki miały przewagę 0,169 sek.
– Potrafimy się zebrać na koniec – śmieje się Otylia Marczuk.
– Zacisnęłyśmy zęby i „poszłyśmy wszystko” na koniec, czyli zafiniszowałyśmy, a one już tego nie zrobiły – dodaje pilotka.
Gdy do końca było ok. 125 m, to Polki wyszły na prowadzenie i ostatecznie w całym wyścigu były szybsze o 0,310 sek. Czasem 3.26,024 ustanowiły nowy rekord kraju. Wysiłek był to jednak ogromny.
– To jest nie do opisania – tłumaczy Ewa. – Gdyby nas Grzesiek nie złapał, to byśmy chyba nie zeszły, tylko spadły z tego roweru.
Nie był to jednak koniec emocji. Irlandczycy złożyli protest dotyczący roweru naszych zawodniczek, a jego rozpatrywanie zajęło niemal godzinę.
– Nerwówka była okropna – mówi Otylia. – Nie dość, że ten defekt na starcie, to po ukończonym wyścigu okazuje się, że mogą nam zabrać medal.
Wszystko na jedną kartę
Medalu nie zabrali i Otylia z Ewą mogły cieszyć się z drugiego wspólnego medalu mistrzostw świata. Pierwszy – srebrny – zdobyły w sierpniu 2023 r. na szosie. To znakomite wyniki, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jeżdżą ze sobą ledwo od czerwca ubiegłego roku. Ewa to doświadczona pilotka, natomiast Otylia talent do tego sportu odziedziczyła po ojcu, Krzysztofie Kosikowskim, dwukrotnym medaliście igrzysk paralimpijskich w kolarstwie tandemowym. Rozpoczęły wspólną, ciężką pracę.
– Postawiłyśmy wszystko na jedną kartę, poszłyśmy na urlop bezpłatny z pracy, no i trenujemy dwa razy dziennie, rano siłownia, później rower – podkreśla Ewa. – Robimy wszystko, żeby na igrzyskach zrobić jak najlepszy wynik.
Cierpią także rodziny – obie zawodniczki są matkami, podczas gdy dużo czasu spędzają poza domem. Jednak medal mistrzostw w Rio dodał im pewności siebie, udowodnił, że obrały właściwą drogę.
– Od zawsze podziwiałam tatę i chciałabym, żeby był ze mnie dumny – podkreśla Otylia.
Dumny jest też wspomniany wcześniej Grzesiek, czyli Grzegorz Drejgier, trener torowy i asystent trenera kadry parakolarzy.
– Dziewczyny fajnie wytrzymały presję, gdy coś się zepsuło, i to w momencie, kiedy walczyły o brązowy medal mistrzostw świata – podkreśla.
Zadowolony jest też z wyników pozostałych tandemów. Piąte miejsce w tej samej konkurencji zajęły Dominika Putyra z pilotką Anną Rząsowską, a wśród mężczyzn na dystansie 4 km na siódmej pozycji zawody ukończyli Karol Kopicz z pilotem Marcinem Białobłockim. Wszystko to daje dodatkowe punkty, które mają przełożenie na to, ile tandemów pojedzie na igrzyska w Paryżu.
– Pokazaliśmy, że jesteśmy czołówką światową i że gdy tylko poprawimy kwestie sprzętowe, to będziemy w stanie zdecydowanie poprawić te wyniki – zaznacza Grzegorz Drejgier. – Czy dadzą nam pozycję medalową? Trudno powiedzieć, bo każdy będzie przygotowany najlepiej, jak się da, ale pokazujemy, że pniemy się ku górze, czyli jedziemy coraz szybciej, mocniej i pewniej.