Pomysł stworzenia utworu o tematyce igrzysk, tematyce sportu paraolimpijskiego był mój. Po prostu jak byłem pewien, że będę leciał do Rio, to nie mogłem takiej okazji odpuścić – tak mówi o kreatywnym pomyśle, o stworzonym teledysku: Igrzysk czas, jego autor Wojciech Makowski. 24-letni pływak z Kielc jest pływakiem i nie przeszkadza mu, że jest niewidomy. Odnosi sukcesy na arenach międzynarodowych. To medalista mistrzostw Europy w Eindhoven w 2014 r. (brąz 100 m st. dowolnym), mistrzostw świata w Glasgow w 2015 r. (brąz 100 m st. grzbietowym) i mistrzostw Europy w Funchal w tym roku (złoto 100 m st. grzbietowym i brąz na 100 m st. dowolnym). Przed wylotem do Rio rozmawiamy z nim w jego rodzinnym mieście, w Kielcach.
Człowiek o wielu talentach. Możemy tak o tobie mówić?
Byłbym ostrożnym, jeśli chodzi o używanie takich określeń, bo takie słowa jak talent są bardzo huczne. Powiem tak człowiek o wielu zainteresowaniach.
Jesteś dwukrotnym medalistą z ostatnich mistrzostw Europy w Funchal. Złoty medal na 100 m grzbietem i brązowy na setkę dowolnym. Pamiętam ogromny zachwyt twoją osobą angielskiego komentatora, gdy płynąłeś na 100 m grzbietem. Popłynąłeś wtedy po mistrzowsku, zdominowałeś rywali.
Na setkę grzbietem mogę powalczyć o najlepsze rezultaty. Czy ja wiem czy zdominowałem? Ukrainiec Dmytro Zalevskyy był drugi o niecałą sekundę. Czułem jego oddech na plecach.
Oliwia Jabłońska mówiła mi podczas mistrzostw Europy, że bardzo się cieszy, że udało Ci się zdobyć złoty medal. Mówiła, że Cię bardzo podziwia, bo jako osoba niewidoma świetnie pływasz, idealnie środkiem toru.
To miłe słowa. Bardzo się cieszę. Staramy się zawsze dopingować na zawodach. Każdy się cieszy z medalu kolegi i koleżanki, bo jesteśmy grupą i chcemy, aby nam wszystkim jak najlepiej szło. Tak to prawda udało mi się zachować prostą linię, co nie zawsze jest takie łatwe, bo chcąc płynąć jak najszybciej czasem zdarza się podciągnąć rękę w niewłaściwy sposób i leci się na obok i traci setne części sekundy. Przekleństwem pływaków niewidomych jest wpadanie na linie oddzielającą tory.
Jakie masz cele na Rio?
Ja liczę na dobre rezultaty. Nigdy nie składam hucznych deklaracji. Jestem bardzo przezorny. Wychodzę z założenia, że wolę się pozytywnie zaskoczyć niż negatywnie rozczarować. Liczę na to, że uda się poprawić życiówki, a będę wtedy zadowolony.
Odczuwasz presję przed startem?
Nie. Ja się staram podchodzić do niego jak z największym spokojem. Wychodzę z założenia, że po to trenowałem, chciałem, że teraz mam to na co zapracowałem, więc bać się tego by było kompletnie niepotrzebne.
Tak. Występ na igrzyskach paraolimpijskich był twoim marzeniem.
Dokładnie to było moje marzenie, które pojawiło się znienacka w moim życiu. Mój staż treningowy jest bardzo krótki. Marzenie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba, bo nie przypuszczałem jeszcze w trakcie trwania ostatnich igrzysk w Londynie, że będę się szykował do kolejnych. Rok po nich zacząłem trenować. Ten wyjazd jest już dla mnie ogromnym osiągnięciem i jestem szczęśliwy, że tam lecę.
Sport czy muzyka? Jakbyś miał wybrać, to na co byś postawił?
Chcę to połączyć! Chcę zrobić coś innego. Mam pasję w dwóch wydaniach
Przejdźmy zatem do wątku muzycznego. Nagrałeś teledysk promujący sport osób z niepełnosprawnościami.
Pomysł stworzenia utworu o tematyce igrzysk, tematyce sportu paraolimpijskiego był mój. Po prostu jak byłem pewien, że będę leciał do Rio, to nie mogłem takiej okazji odpuścić. Moja dziewczyna Magda podsunęła mi pomysł jak można to nakręcić, bo ja jestem graficznie ułomny (śmiech). Jeśli chodzi o obraz to potrzebuję z kimś współpracować. I tak Mateusz Dębski zajmował się kręceniem i montażem i wyszło mu świetnie, według wielu ludzi. Chciałem stworzyć teledysk, ale nie wiedziałem jak się do tego zabrać. Czułem nagrywając nasz utwór, że stworzenie jego jest bardzo potrzebne dla sportu w Polsce.
Podczas tego teledysku mówisz fajne słowa: Rezygnacja? Z nią jest jak z moim wzrokiem. Nie istnieje. Ty się nigdy nie poddajesz?
Tak. Ja nie lubię słów: Nie chcę mi się. Strasznie mnie irytuje jak słyszę je od kogoś. Nie da się czegoś osiągnąć bez pracy. Jestem sportowcem w trybie samodyscypliny cały rok.
Dlaczego zdecydowałeś się na pływanie?
To już taka tradycja rodzinna. Tata był pływakiem, potem brat i siłą rzeczy w wieku lat 7 lub 8 zostałem zaprowadzony na basen. Nie pamiętam czy dobrowolnie czy nie (śmiech). Chodziłem na basen do momentu zakończenia gimnazjum, ponieważ w Kielcach przez to, że sport osób niepełnosprawnych nie jest promowany to nie ma wielu miejsc gdzie można go trenować. Tak było w moim przypadku, że nie było trenera. Moja mama prowadziła stowarzyszenie przy podstawówce i gimnazjum i ono organizowało dwa razy w tygodniu zajęcia na basenie. Jak przestałem chodzić na basen po gimnazjum, to miałem epizod biegowy. Tu w Kielcach jest sekcja lekkoatletów dla niewidomych. Leci do Rio Aleksander Kossakowski, też kielczanin, którego dobrze znam, bo jego mama była nauczycielem języka polskiego w podstawówce.
Tak Aleksander Kossakowski to także medalista ostatnich mistrzostw Europy w Grosseto, we Włoszech. On w biegu na 1500 m (klasa T11) miał taką sytuację, że zgubił buta.
Tak przeciwnik mu nadepnął na buta i bardzo poranił sobie stopę, i nie mógł trenować miesiąc. Ja się z nim długo nie widziałem, a teraz spotkamy się w miejscu, gdzie nie spodziewaliśmy się, że się spotkamy jeszcze 8-10 lat temu. Jedziemy teraz do Rio de Janerio i będziemy reprezentować Kielce, bo ja zawsze mówię, że mimo, że reprezentuje klub warszawski, to jestem Kielczaninem z krwi i kości.
Po liceum wyjechałeś na studia do Warszawy.
Tak. Poszedłem do Warszawy na studia zarządzania na Uniwersytecie Warszawskim. Pojawiła się na studiach konieczność realizacji wychowania fizycznego. Z racji tego, że umiałem już pływać to pokierowano mnie do sekcji pływackiej osób niepełnosprawnych. Trenowałem początkowo raz w tygodniu, tak rekreacyjnie. Tę sekcję pływania prowadziła pani Ewa Kosmol, która stwierdziła, że chcę mnie zabrać na Akademickie Mistrzostwa Polski Osób Niepełnosprawnych do Poznania w 2013 roku. Ta możliwość startu już była dla mnie zaskoczeniem. Pojechałem, wystartowałem i uczelni nawet nie skompromitowałem (śmiech). Pewnego wieczoru otrzymałem telefon od trenera IKS Warszawa Zbigniewa Sajkiewicza, powiedział, że słyszał o moich wynikach z Poznania i chciałby mnie zabrać na seniorskie mistrzostwa Polski osób niepełnosprawnych do Szczecina. To było kolejne zaskoczenie dla mnie. Koleżanka Monika Hopa, też z klubu IKS Warszawa opowiedziała o mnie trenerowi po tym co mu powiedziała zdecydował się mnie zabrać na zawody. Dzięki niej trafiłem do klubu.
Potem rozpocząłeś współpracę z trenerem Waldemarem Madajem.
Po mistrzostwach Polski trener Waldemar Madaj, specjalizujący się w szkoleniu pływaków z dysfunkcjami wzrokowymi stwierdził, że widzi we mnie potencjał. Do dziś mnie trenuje. To wszystko zaczęło się w roku 2013. Pierwsze treningi pamiętam do dziś. Jednym słowem: bolało! Ja chodziłem kilka lat na siłownię, byłem „ubity”. Te mięśnie, one nie były gotowe do pływackiego wysiłku. One były silne, krótkie, zbite, ale nierozciągnięte.
Mistrzostwa Europy pierwsza poważna impreza w jakiej wystąpiłeś.
Tak kosmos jakiś. Potem były mistrzostwa świata znów kosmos. Teraz igrzyska paraolimpijskie i też kosmos.
Jakie plany masz po przylocie do Rio de Janerio, a przed pierwszym startem?
Co mogłem zrobić to już zrobiłem. Jeszcze będą treningi szybkościowe. Regeneracja, odpoczynek, sen, jedzenie i dobre nastawienie na pierwszy start 9 września na 100 m stylem grzbietowym.
Dziękuję za rozmowę
Również dziękuję.
Michał Krogulec – dziennikarz portalu igrzyska24.pl