Polska sztafeta open, złożona z samych debiutantów na igrzyskach paraolimpijskich i zawodników z „dziką kartą” zajęła 11. miejsce. Ale Monika Kukla, Krzysztof Plewa na sledżach, oraz dwójka niedowidzących Paweł Gil i Paweł Nowicki dali z siebie wszystko. Wszyscy słaniali się za metą ze zmęczenia za metą, Nowicki miał nawet zawroty głowy. – W końcu to są igrzyska, trzeba było przypakować. Przynajmniej udało nam się wyprzedzić Brytyjczyków – mówili
– Zawalczyliśmy! Każdy dał z siebie maksa, Monika, oba Pawły i Krzysiek. Szacunek dla nich za tę walkę. Jak na sztafetę debiutantów uzyskaliśmy niezły wynik. Szczerze mówiąc, oczekiwałem, że będziemy dużo dalej za czołówką. Ale tak właśnie powinno być na igrzyskach, dajesz z siebie więcej niż myślisz, że masz– mówił za metą Michał Lańda, przewodnik Gila.
– Jestem szczęśliwy, że tu byłem. To moje pierwsze igrzyska, kto wie czy nie ostatnie. Przez covid dotarłem do Pekinu później i straciłem jeden start. Ale zamiast narzekać na los, wolę się cieszyć, że w ogóle dane mi było tu przybyć. Tak dziś jak w każdym biegu dałem z siebie wszystko. Wracam więc do Polski z czystym sumieniem – mówił Krzysztof Plewa.
– Nadal jest mi niedobrze. Kręci mi się w głowie, troi w oczach i z trudem stoję. Ale to dowód, że się nie oszczędzałem, bo i nie wypadało w ostatnim starcie. Warunki były znów ciężkie, ale nie daliśmy się im pokonać, odwrotnie – mówił na finiszu Paweł Nowicki.
– Typowe warunki jak na połowę marca. A że igrzyska paraolimpijskie zawsze są w tym czasie, będziemy już o wiele mądrzejsi i doświadczeni na kolejne w Cortina d’Ampezzo. Wiadomo, że z „dzikimi kartami” przyjechaliśmy tu po naukę nie po medale, ale każdy kolejny start, także dzisiejszy przybliża nas coraz bardziej do czołówki – dodał przewodnik Nowickiego i jego trener, Jan Kobryń.
Za metą do obu Polaków podszedł legendarny Brain McKeever, który w Pekinie stał się najbardziej utytułowanym zimowym paraolimpijczykiem w historii (zdobył tu 16. medal w karierze, będąc niepokonanym od igrzysk w Salt Lake City w 2002). Pogadał z chłopakami, zapozował do wspólnego zdjęcia. Powiedział im, że startować będzie już co najwyżej w Pucharze Świata, bo kończy karierę. Do kolejnych igrzysk nie dociągnie, ale życzył tam powodzenia naszym.
– Jestem dumny z naszego występu w Pekinie i z obu moich zawodników – Pawła i Anety Górskiej. Każdy z nich miał tu jakąś przygodę, a to z wiązaniami jak Paweł, a to z barkiem jak Aneta, która w sobotę doznała kontuzji i zeszłą z trasy. Najważniejsze, że kązde z nich zmniejsza dystans do czołówki – mówił Kobryń.
– To była jedna wielka lekcja, dużo wyciągniętych wniosków. Dużo rzeczy zrobilibyśmy inaczej. Dotarliśmy tu w trzech czwartych dzięki swemu uporowi, chęciom, a nie dzięki sprzętowi, czy warunkom treningu. Minimum paraolimpijskie zrobiłem z kijami za 100 zł, dobrze że się nie połamały – dodał Nowicki.
– Dokładnie. Upór i pasja. Dotarliśmy tu nie oglądając się na warunki, brak kasy, tylko dlatego bo bardzo tego chcieliśmy – dodał Lańda, który jest przewodnikiem Gila na zasadach wolontarickich – z przyjaźni do zawodnika i pasji do sportu. W zimie na czas treningów i startów zawiesza pracę zawodową w firmie wykończeniowej. – Nie jest lekko, ale pasja i satysfakcja z wyjazdu na igrzyska wszystko to rekompensują. Nie da się oddać tych emocji. Cztery lata ze sobą współpracujemy z Pawłem i na pewno będziemy cztery kolejne, bo chcemy znów przeżyć to samo na igrzyskach w Italii – mówił Lańda.
Obaj z Pawłem dowiedzieli się, że pobiegną w sztafecie open w ostatniej chwili, po rezygnacji ze startu przez Piotra Grabowskiego.
– Zostaliśmy wyznaczeni, to nie wypadało odmówić. W końcu każda okazja do startu na igrzyskach to zaszczyt. Ale gdybym wiedział wcześniej, odpuściłbym sobotni bieg na średnim dystansie i skupił na niedzieli. Dziś mieliśmy tę satysfakcję, że dogoniliśmy na trasie i przegoniliśmy Brytyjczyka. Już mieliśmy na widelcu Włocha, ale nie starczyło mi sił. Gdyby nie wczorajszy start, wynik byłby minimalnie lepszy – mówił Gil.
Paulina Malinowska-Kowalczyk, Michał Pol, Zhangjiakou