Pasja, determinacja i sukces, czyli zawiłe drogi, które prowadzą do bycia mistrzem w sporcie. Ten rok obfitował w medale na największych arenach sportowych świata, dowodząc, że niepełnosprawność wcale nie jest barierą dla osiągnięcia doskonałości sportowej. Dzisiaj mamy zaszczyt przedstawić nominowanych w 89. Plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na Najlepszego Sportowca Polski 2023 roku w kategorii „Sport bez barier”. 

Kinga Dróżdż – szybko i precyzyjnie

Do szermierki na wózkach próbowano ją namawiać kilkakrotnie wiele lat temu. Bezskutecznie.

– Zawsze uważałam się za osobę pełnosprawną, pomimo braku dłoni od urodzenia wiecznie próbowałam wszystkim udowadniać, że wszystko potrafię zrobić – tłumaczy Kinga. – Na lekcjach WF-u w podstawówce stawałam na rękach, więc jako nastolatka odrzucałam pomysł szermierki na wózkach. Uważałam go nawet za jakiś atak w moją stronę. Teraz wiem, że to był błąd, ale to był chyba po prostu nastoletni bunt.

Dlaczego namawiano akurat ją? Uprawiała szermierkę z pełnosprawnymi rówieśniczkami od III klasy podstawówki. W szabli była w czołówce polskich juniorek. Niestety, w 2013 r. naderwała mięśnie uda, a w efekcie zbyt szybkiej chęci powrotu do sportu ucierpiały kolano i biodro. Nie było szans nadrobienia dystansu do czołówki.

W życiu bywa tak, że gdy coś się kończy, coś się też zaczyna. Po kilkunastu latach treningów, Kinga ze swoimi umiejętnościami mogła stać się znaczącym wzmocnieniem kadry paralimpijskiej. Dała się w końcu namówić na to, by próbować szermierki z poziomu wózka.

201216kinga drozdz as33658
Fot. Archiwum prywatne Kingi Dróżdż / fotograf Adrian Stykowski

– Szermierka na wózkach jest dużo cięższa od szermierki na nogach – uważa. – Mamy dużo mniejszą odległość od siebie, mniej czasu na działanie. Jeszcze przed wykonaną akcją musimy wiedzieć, co chcemy zrobić, bo czas na podjęcie decyzji jest tak krótki, że już w trakcie walki nie ma czasu na obserwację przeciwnika. Na pewno pomogła mi nabyta wcześniej technika.

Początki do łatwych nie należały.

– Bardzo cierpiała ręka. Strasznie ją poobijałam, bo wiadomo, na wózkach mamy między sobą mniejszą odległość – wspomina. – Paradoksalnie jednak, po pierwszym treningu najbardziej bolały mnie… nogi, którymi zapierałam się o wózek, żeby nie spaść. To taka historia, z której zawsze każdy ma ubaw, że poszła na wózek i rozbolały ją nogi – dodaje ze śmiechem.

Podkreśla jednak, że już po pierwszym treningu wiedziała, że chce to robić i zawalczyć o swoje marzenia.

Przebojem wdarła się do czołówki szablistek kat. A. Pierwszy start zaliczyła w lipcu 2018 r., ale duży sukces przyszedł już w marcu kolejnego roku.

– Wygrana na zawodach Pucharu Świata w Pizie była przełomowym momentem – przyznaje zawodniczka. – To był niecały rok od początku mojej przygody z szermierką na wózku. Po tym wygranym turnieju poprzeczka w mojej głowie poszła w górę. Do tej pory moim celem było wejście do ósemki, a w Pizie już o tę ósemkę walczyłam z mistrzynią świata. Skoro sobie poradziłam, to na kolejne zawody jeździłam z zupełnie innym nastawieniem. Chciałam więcej i wiedziałam, że mogę więcej.

62bb32f2 dc02 4c4e a816 dded56914970
 Fot. Bizzi Team / World Ability Sports

Na potwierdzenie tych słów, we wrześniu tego samego roku przywiozła z mistrzostw świata w Korei srebrny medal. Igrzyska Paralimpijskie w Tokio nie były jej czasem, jednak niepowodzenie z nawiązką odbiła sobie podczas mistrzostw świata we włoskim Terni w 2023 r.

Zawodniczka Integracyjnego Klubu Sportowego AWF Warszawa zdobyła złoto w szabli, a następnie dołożyła brąz z drużyną (razem z Martą Fidrych, Karoliną Strawińską i Jadwigą Pacek). W 2023 r. trzykrotnie triumfowała też w szabli w zawodach Pucharu Świata. W tej broni jest aktualną liderką rankingu światowego. Jednak to Mazurek Dąbrowskiego wysłuchany podczas mistrzostw świata był czymś naprawdę szczególnym.

– Niezmiernie się cieszę, bo jest to coś, o czym marzyłam, coś, co sobie wizualizowałam, na co ciężko pracowałam – podkreśla Kinga. – Na pewno doda mi to pewności siebie. To kolejne doświadczenie zebrane w ciągu tych pięciu lat, podczas których trenuję szermierkę na wózkach. Cieszy mnie to bardzo, napawa dumą i napędza do dalszej, ciężkiej pracy.

Kamil Otowski – na pełny zycher!

– Człowiek pracuje po to, aby móc się takich rzeczy spodziewać, natomiast zaskoczenie zawsze jest ogromne, przede wszystkim wtedy, kiedy cała arena wstaje, żeby odsłuchać Mazurka Dąbrowskiego… To jest coś niebywałego. Dopiero za drugim razem byłem bardziej świadomy tego, co się dzieje. Dopiero wówczas te wszystkie bodźce do mnie docierały – mówił Kamil po zdobyciu dwóch złotych medali XI Mistrzostw Świata w Parapływaniu, które od 31 lipca do 6 sierpnia 2023 r. odbywały się w Manchesterze.

otowski kamil sam mellish wps
Fot. Sam Mellish / World Para Swimming

Były to jego pierwsze triumfy w zawodach tej rangi. 24-latek z podwarszawskiego Legionowa, trenujący w Integracyjnym Klubie Sportowym AWF Warszawa, od niedawna startuje w klasie S1, tj. zawodników o największych trudnościach w funkcjonowaniu. W wyniku postępującej polineuropatii obwodowej porusza się na wózku. Wcześniej występował m.in. w klasie S2 – to w niej zdobył brąz mistrzostw świata 2022, a rok wcześniej zajął piąte i szóste miejsce na Igrzyskach Paralimpijskich w Tokio.

Kamil pływa od dzieciństwa.

– Rehabilitant zmusił mnie do przynoszenia biletów z basenu i wręczył telefon do mojego obecnego trenera – opowiadał o swoich pływackich początkach w ankiecie Polskiego Komitetu Paralimpijskiego. – Po pierwszym treningu trener wyczuł potencjał i zaproponował mi dalszą współpracę, która przyniosła wiele owocnych chwil.

Zwłaszcza w Manchesterze. Był tam najlepszy na dystansach kolejno: 100 i 50 m stylem grzbietowym. Dodatkowo, na dłuższym dystansie ustanowił nowy rekord mistrzostw świata. Z zewnątrz wyglądało to następująco: w finale 100 m prowadził od startu i po nawrocie miał wyraźną przewagę nad rywalami, by później jeszcze ją powiększyć i finiszować z czasem 2.18,60. Obrońcę tytułu, Antona Kola z Ukrainy, wyprzedził o niemal 9 sekund. Trzeci był Włoch Francesco Bettella. Jak to wyglądało z punktu widzenia zawodnika?

kamil otowski marcin bielecki ksi start szczecin pzsn start 1
Fot. Marcin Bielecki

– Pamiętam ogromny stres przed wejściem do call roomu, pamiętam też, jak w call roomie udało mi się w końcu wyciszyć, oczyścić głowę, to jest najważniejsze, nad tym też pracowaliśmy z psychologiem, żebym był w stanie się przed startem wyluzować, skupić, zwizualizować sobie start, na nowo powtórzyć taktykę, jak ten start ma wyglądać, żeby wszystko w głowie było ułożone, żeby potem nic mnie w wodzie nie zaskoczyło – wspominał parę dni po mistrzostwach. – Pamiętam też jednak, że jak wchodziłem do wody, to dostałem kuksańca od jednego z rywali, gdy przepływałem przez jego tor, chociaż nie pamiętam, od którego. Delikatnie mnie to wybiło, ale kiedy usłyszałem komendę „na miejsca!”, było pełne skupienie. Zacząłem płynąć i potem… jedyne, co pamiętam, to światła na suficie, kiedy dopłynąłem i zobaczyłem wynik, że jestem z pierwszym czasem. Poczułem ogromne ciary… Cały stres zszedł mi z ramion. To była ulga i niesamowita radość.

Z kolei dystans 50 m Kamil zaczął bardzo mocno, po pewnym czasie wychodząc na prowadzenie. Nie oddał go do końca, powiększając jeszcze przewagę. Skończył z czasem 1.07,34, przed Iyadem Shalabim z Izraela i Francesco Bettellą.

– „Pięćdziesiątka” to jest królewski dystans – przyznał Kamil. – Tutaj nie ma kalkulacji. Wchodzi się do wody i „idzie na pełny zycher”. Nie czułem się najlepiej na tej „pięćdziesiątce” pod względem fizycznym, ponieważ zaczęło mnie rozkładać delikatne przeziębienie i prawdopodobnie płynąłem z małą gorączką. Nie mogłem więc kalkulować, bo gdybym zaczął, to mogło się to różnie skończyć. Zwłaszcza że już z odtworzenia widziałem, że mój rywal z Izraela na pierwszych 20 metrach ze mną wygrywał, więc całe szczęście, że byłem tak dobrze przygotowany do tych mistrzostw wydolnościowo, fizycznie, że nawet w takim kryzysowym momencie byłem w stanie go prześcignąć i dobić pierwszy do mety.

Dwa złote medale mistrzostw świata. Czy może być lepszy prognostyk przed przyszłorocznymi Igrzyskami Paralimpijskimi w Paryżu?

Witold Skupień – z błyskiem w oku

Przygodę z paranarciarstwem biegowym rozpoczął dopiero w wieku 22 lat. Trochę żałuje, że tak późno, ale też nie zaczynał od wstania z kanapy. Zawsze był aktywny fizycznie. Z powodzeniem grał w piłkę w lokalnym klubie, więc i z biegami na nartach sobie poradził.

Sportem paralimpijskim zainteresował się, gdy w Turynie dwa złote medale zdobyła zawodniczka z podobną do jego niepełnosprawnością. Pięć lat wcześniej podczas głupiej zabawy poraził go prąd, w wyniku czego 11-letni wówczas Witek stracił prawe przedramię i część lewej dłoni. Po latach, zainspirowany sukcesem Katarzyny Rogowiec, zaczął szukać kontaktów, adresów.

– Okazało się, że w Krakowie nie było wtedy żadnego klubu zrzeszającego niepełnosprawnych sportowców – wspominał po latach Witold. – Pomyślałem, że skoro nie ma niczego w tak dużym mieście, to tym bardziej gdzieś dalej od niego. Wtedy więc ta myśl upadła, a po latach okazało się, że klub jest dużo bliżej – w Nowym Sączu, czyli 50 km ode mnie.

To jednak nie on odnalazł sport, ale sport znalazł jego. Zadecydował przypadek.

skupien witold bartlomiej zborowski
Fot. Bartłomiej Zborowski

Witold chciał zrobić prawo jazdy. Potrzebował jednak samochodu z automatyczną skrzynią biegów. Tak się złożyło, że jedyną w okolicy szkołę nauki jazdy takim właśnie samochodem prowadził w Nowym Sączu Marian Damian, były paralimpijczyk, brązowy medalista sztafety z Albertville w 1992 r.

Gdy tylko zobaczył Witolda, zapytał go, czy nie chciałby biegać na nartach. Spostrzegł błysk w jego oku, zorganizował więc spotkanie ze Stanisławem Ślęzakiem, trenerem i wieloletnim prezesem START-u Nowy Sącz. W ten sposób, w styczniu 2012 r., Witold pojechał na pierwsze zgrupowanie kadry narciarzy biegowych.

Stanisław Ślęzak, który odszedł w 2021 r., zawsze podkreślał, że mocnymi stronami Witolda są ambicja i chęć dążenia do celu. Łatwo jednak nie było. Sam zawodnik początki na nartach biegowych wspomina z uśmiechem. Startuje bez kijów, więc sukcesem było wtedy przejechanie 200 m bez wywrotki. Miał się jednak od kogo uczyć.

– Niedoścignionym wzorem był dla mnie Kamil Rosiek – mówi Witold. – Dzieliliśmy pokój, więc to od niego chłonąłem wszystko: podstawy, rozruch, trening, przygotowanie do treningu – to wszystko Kamil mi przekazywał.

Witold był pojętnym uczniem, ale w 2014 r. do Soczi wciąż jechał po naukę, natomiast dla Kamila były to już trzecie igrzyska. Razem udało im się wywalczyć świetne szóste miejsce w biegu sztafetowym. Cztery lata później w Pjongczangu Witold był piąty na 20 km stylem dowolnym, szósty na 10 km klasykiem i siódmy w sprincie. W 2022 r. na igrzyskach w Pekinie do medalu na 20 km techniką klasyczną zabrakło mu minuty…

Bardzo mu było żal tej szansy, zwłaszcza że niecałe dwa miesiące wcześniej zdobył srebrny medal mistrzostw świata. Było to jego drugie wicemistrzostwo świata, po srebrze w 2017 r.

To jednak 2023 r. przyniósł największe do tej pory sukcesy. Zawodnik Zoma-Team Obidowiec Obidowa po raz pierwszy sięgnął po złoto. Podczas mistrzostw świata w szwedzkim Östersund był najlepszy w biegu na dystansie 18 km techniką klasyczną. Mało tego, dołożył jeszcze srebro w biegu na 10 km stylem dowolnym.

– W tym roku zrobiliśmy naprawdę dobrą robotę na mistrzostwach świata. Myślę, że w kategorii pod tytułem „czy ktoś się spodziewał tego sukcesu z mojej strony” na pewno bym wygrał – mówił niedawno, odbierając nagrodę w 5. edycji Plebiscytu Polskiego Komitetu Paralimpijskiego na Sportowca Roku #Guttmanny2023. – Jedno mogę powiedzieć: za trzy lata widzimy się o wiele, wiele wyżej – dodał, komentując swoje siódme miejsce w tym plebiscycie w kontekście igrzysk paralimpijskich, które w 2026 r. odbędą się w Mediolanie i Cortinie d’Ampezzo.

image5
Fot. Archiwum prywatne Witold Skupień

Już 6 stycznia 2024 roku na tradycyjnej Gali Mistrzów Sportu poznamy laureatów 89. Plebiscytu „Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca minionego roku!