Lech Stoltman zdobył brązowy medal igrzysk paraolimpijskich w Rio de Janeiro w pchnięciu kulą. Radość z medalu zepsuł mu tylko fakt, że zepchnął z podium kumpla i przyjaciela z kadry, Karola Kozunia, srebrnego medalistę z Londynu, który spadł na 4. miejsce. Ale się nie obraził.
– Ja już mam medal igrzysk paraolimpijskich. Dobrze przynajmniej, że jak musiałem komuś ustąpić miejsca na podium to Polakowi i kumplowi. Przyjaźnimy się, między nami nie ma złej krwi. Medal zostaje w rodzinie. Teraz Leszek ma medal i będzie nam się wspólnie lepiej ćwiczyło – westchnął po konkursie Kozuń.
– Decydowały centymetry. Rzuciłem więcej o siedem od Karola. Tym razem to ja miałem szczęście. Wiecznie za podium, zawsze mi brakowało paru centymetrów. Dałem z siebie wszystko. Ten medal to efekt czterech lat ciężkiej pracy, nie zliczę ile ton przewaliłem, ile obozów zaliczyłem – mówił Stoltman. Obaj Polacy serdecznie się wyściskali.
Złoto zdobył Bułgar Rużdi Rużdi, który już w pierwszym pchnięciu uzyskał wynik 12,33, ustanawiając rekord świata. – Ustawił tym cały konkurs i przesądził sprawę. Nie ma w tym momencie na niego mocnych – stwierdził Stoltman. Ale zapowiedział, że brąz w debiucie na igrzyskach dodaje mu energii do ciężkiej pracy, by za cztery lata w Tokio rzucić wyzwanie Rużdiemu.
Dodał, że medal dedykuje żonie, która miała z nim ciężką przeprawę, ale bardzo go wspierała. – Ten medal to po części i jej zasługa. Gotowała mi, podawała kule na treningu i co najważniejsze wspierała w dążeniu do celu – powiedział. Stoltman przyznał, że choć interesuje się astrologią, dał się oszukać gwiazdom. – Przewidywały, że zajmę czwarte – piąte miejsce. A tu proszę, sięgnąłem wyżej niż gwiazdy – żartował.
– Szkoda, że obaj nie stanęliśmy na podium, ale niestety popełniłem błąd. W pierwszej serii pchałem technicznie ładnie, a w drugiej serii zrobiłem najgorszą rzecz, jaką może zrobić miotacz, czyli miotałem na maksa i szarpałem – stwierdził Kozun. – W sumie jestem zadowolony z wyniku, bo byłem bez formy. Jest jak jest. Przyjmuję ten wynik na klatę.
Michał Pol, Rio de Janeiro