Karolina Pęk trzyma w telefonie zdjęcie z pierwszego spotkania z Natalią Partyką, gdy miała 11 lat i wstydziła się zagadać. Choć dzięki złotu w singlu wypadła w Paryżu lepiej od koleżanki, Partyka wciąż jest dla niej GOAT-em, legendą i idolką. Na równi z Cristiano Ronaldo.
– Kładąc się spać, położyłam złoty medal na szafce obok łóżka. By, jak się obudzę rano, mieć dowód, że to nie był sen. Tyle że w nocy prawie nie spałam. Wróciłam do wioski paralimpijskiej po pierwszej w nocy, bo miałam kontrolę antydopingową, zaszłam jeszcze do trenera Kaia Xu, żeby mu kolejny raz podziękować, bo rano wracał do Polski. W łóżku poziom adrenaliny wciąż był zbyt wysoki, więc zamiast spać, odpowiadałam na gratulacje i zerkałam na medal. Jest! – opowiadała rano, następnego dnia po wieczornym finale. – To złoto to dla mnie spełnienie. Pierwsze słowo, jakie mi przychodzi do głowy, to chyba „ulga”. Tyle lat ciężko na niego pracowałam. Od 13. roku życia to był mój cel. A już na pewno od momentu, gdy poznałam osobiście Natalię Partykę. Tyle razy pragnęłam wygrać złoto igrzysk w singlu, jak ona.
Dodała, że oprócz ulgi, czuje też wielkie zmęczenie. Jakby miała 40 lat na karku. Jak jej finałowa rywalka, Chinka Guiyan Xiong, która ma 48 lat.
– A przecież mam dopiero 26 lat i jeszcze mnóstwo do osiągnięcia – mówiła Karolina. – Po prostu dziś czuję, że ta ciężka praca i wyrzeczenia były tego warte!
Czy w polskiej kadrze tenisa stołowego mamy do czynienia ze sztafetą pokoleń? Po raz pierwszy w historii igrzysk to Karolina wraca ze złotem, a Natalia Partyka ze srebrem.
– Na pewno to Natalia wciąż jest liderką kadry. Nazywam ją GOAT-em [od angielskiego Greatest Of All Time – najlepsza w historii – przyp. red.]. Jest absolutną legendą i ikoną naszej dyscypliny, i nic tego nie zmieni. Rzeczywiście, pierwszy raz mam wynik lepszy od niej. Ale bardzo chciałam, żeby Natalia też wygrała tutaj turniej singla. Na pewno nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i wierzę, że powalczy o to za cztery lata w Los Angeles. I ze mną w deblu też – mówiła Karolina.
Zdjęcie z Natalią
Karolina wspomina swoje pierwsze spotkanie z Natalią Partyką. Miałą 11 lat i dopiero od kilku miesięcy grała w tenisa stołowego. Siedziała w szkole na lekcjach, gdy mama zadzwoniła do nauczycielki z prośbą o zwolnienie córki. Nauczycielka dała ją do telefonu: „wkładaj dres klubowy i biegnij na OSiR, bo tam Natalia gra mecz!”. Pobiegła z książką pod pachą ze zdjęciami Roberta Szaja z igrzysk w Pekinie w 2008, gdzie Natalia zdobyła swoje drugie złoto – i dostała autograf.
– Zrobiłyśmy też sobie zdjęcie, które później wydrukowała lokalna gazeta. To zdjęcie do dzisiaj mam w telefonie – opowiada Karolina.
Trzy lata później grały już razem w deblu, a na igrzyskach w Rio w 2016 wspólnie sięgnęły po złoty medal.
– Przez długi, długi czas bałam się Natalii. Wstydziłam się jej. Onieśmielała mnie jej legenda. Bałam się odezwać. To się zmieniło w ostatnich czterech latach. Więcej się odzywam, a przede wszystkim zadaję więcej pytań o grę, proszę o porady – mówi.
Zdradza, że wymieniły SMS-y przed finałem.
– Podpytywałam Natalię, jak się zachować, bo to był mój pierwszy finał singla na igrzyskach. Pogadałyśmy, a na koniec przysłała mi motywującego mema oraz przesłanie w stylu słów Tomka Fornala z igrzysk olimpijskich, więc nie będę cytować. Ważne, że pomogło! – opowiada Karolina.
Ciągle nie jest jednak w stanie pokonać Natalii przy stole.
– Teraz moim wielkim celem jest ograć Natalię w zawodach, zanim skończy karierę – mówi. – Ale mam nadzieję, że jeszcze wiele lat wspólnej gry przed nami.
Jak Ronaldo
Mimo młodego wieku, wiele lat gry już za nią.
– Miałam 10 lat, gdy poszłam na pierwszy trening tenisa stołowego – wspomina. – Urodziłam się w Tarnobrzegu z niepełnosprawną ręką. O czym przypominam sobie dopiero, gdy ktoś mnie zapyta, bo doskonale radzę sobie w życiu bez niej. Prezes lokalnego IKS przez paręnaście miesięcy namawiał na przyjście na trening tenisa stołowego, ale ja odmawiałam, bo wydawał mi się nudny. Wolałam grać w piłkę nożną. W końcu mamie udało się mnie przekonać, za co dziś bardzo chcę jej podziękować.
Na tym pierwszym treningu już po odbiciu kilku piłek zrozumiała, że chce to robić. I chce osiągać sukcesy.
– A piłkę nożną nadal kocham i oglądałam prawie codziennie. Jak wrócę z Paryża, zaraz lecę do Madrytu obejrzeć na żywo ukochany Real na Santiago Bernabeu i Kyliana Mbappé – mówi.
Opowiada, że obok Natalii Partyki jej drugim idolem jest Cristiano Ronaldo, za to, że doszedł na szczyt ciężką pracą nad sobą.
– Oczywiście doceniam osiągnięcia i talent Leo Messiego. Ale bardziej cenię Portugalczyka i porównuję się do niego, bo uważam, że wcale nie miałam jakiegoś specjalnego talentu do tenisa stołowego. Wszystko musiałam wypracować ciężką, sumienną, konsekwentną pracą nad sobą i udoskonalaniem każdego elementu gry, jak Ronaldo w swojej dyscyplinie – mówi.
„Tę piłkę wygram”
Z powodu niepełnosprawnej ręki nigdy nie czuła się gorsza. Mimo że dzieci bywają okrutne. Może pojawiały się jakieś dziwne spojrzenia czy komentarze, ale nic więcej.
– Zresztą ja, podobnie jak Natalia, która wskazywała mi drogę, nigdy nie czułam się niepełnosprawna i jak ona rywalizowałam z osobami pełnosprawnymi. Aż w końcu zdobyłam medal mistrzostw Polski seniorów w deblu – tłumaczy Karolina.
Opowiada, że z czasem jej silną bronią stała się mocna psychika. Kiedyś było inaczej. Przegrywała, bo traciła wiarę w siebie.
– Na poprzednich igrzyskach w Tokio przegrałabym taki finał, jak ten w Paryżu. Dziś jestem zupełnie innym człowiekiem. W finale z Chinką przegrałam dwa sety do dwóch i do czterech. W piątym secie było już 3:7 dla niej. Porzuciłam taktykę, nie trzymałam się w ogóle planu, grałam na najniższym poziomie od dawna. I nagle, nie wiem dlaczego, wróciła pewność siebie i odporność psychiczna. Byłam zupełnie innym człowiekiem. Przed każdym serwem mówiłam sobie: „tę piłkę wygram”. I wygrywałam. Przy 7:7 zobaczyłam strach w oczach Chinki – opowiada.
– To niewiarygodne zwycięstwo, bo wydawało się, że już przegrała ten mecz. Trener Kai zmobilizował ją nawet do tego stopnia, że aż krzyczał na nią, żeby ją w ten sposób przebudzić. I nagle przy 3:7 Karolina się przebudziła i odpaliła. I to jak! Ten mecz przejdzie do historii – komentował trener kadry, Marek Biernat.
Czy trenerzy znajdą nową Karolinę?
Karolina bardzo chwali sobie współpracę z chińskim trenerem polskiej kadry Kaiem Xu, z którym współpracuje już od 10 lat.
– Powiedział mi wczoraj po dekoracji, że teraz może kończyć już karierę trenerską, bo zrealizował swój cel. Wychował mistrzynię paralimpijską. Celem było zwycięstwo na igrzyskach w Los Angeles, ale udało się już tutaj. Zawdzięczam mu mnóstwo, bez niego nie wspięłabym się na taki poziom. Ale wiem, że mogę być jeszcze lepsza. Dlatego po igrzyskach zamierzam przeprowadzić się z Gdańska do Czech, gdzie Kai trenuje na co dzień w klubie. Za cztery lata w Los Angeles obronić złoto będzie znacznie trudniej, bo wszystkie rywalki będą chciały bić mistrzynię – mówi Karolina.
Polscy tenisiści stołowi wywiozą z igrzysk w Paryżu aż osiem medali, w tym cztery złote – Patryka Chojnowskiego w singlu i deblu z Piotrem Grudniem, Rafała Czupera i Karoliny, która zdobyła także dwa brązy w deblu i mikście.
– To nie efekt jakiejś polskiej szkoły tenisa stołowego, ale naprawdę świetnej organizacji – mówi Karolina. – Trener główny kadry, Andrzej Ochal, sprawił, że mamy doskonałe warunki treningów i przygotowań. Przed igrzyskami trenowaliśmy w Gdańsku, w Czechach u Kaia, byłyśmy też z Natalią w Singapurze. Te wyniki to nie przypadek. W dodatku rosną następcy – Maks Chudzicki i Igor Misztal już są w kadrze, a na horyzoncie mnóstwo zdolnych juniorów.
A czy w sztafecie pokoleń jest już na horyzoncie jakaś dziewczynka, jak 11-letnia Natalia Partyka w Sydney 2000 czy 14-letnia Karolina Pęk w Londynie 2012?
– Niestety jeszcze nie, ale trenerzy szukają – przyznaje Karolina. – Na razie znaleźli wielu młodych chłopaków ze sporym potencjałem. Ale mam nadzieję, że jakaś mała dziewczynka przyjdzie teraz na spotkanie ze mną, jak ja na spotkanie z Natalią, zrobi sobie ze mną zdjęcie, a kilkanaście lat później będziemy razem zdobywać medale w deblu!
Michał Pol z Paryża, fot. Bartłomiej Zborowski/Polski Komitet Paralimpijski