Cztery czwarte miejsca – to efekt startów naszych zawodniczek w mistrzostwach Europy w parakajakarstwie i parawioślarstwie. Do podium zabrakło naprawdę niewiele. Cieszy jednak rosnąca liczba reprezentantek i reprezentantów Polski.
– Kasia była blisko, Monia też była blisko, ale tak jest ze sportem, że dziś wygrywam, a jutro mogę być poza podium – mówi Renata Klekotko, trenerka główna kadry narodowej i koordynatorka parakajakarstwa.
Mowa o Katarzynie Kozikowskiej, czwartej w kajakowej konkurencji KL3, i Monice Kukli, która na tym samym miejscu skończyła rywalizację w kanadyjkach (VL3). Czwarta była także Karolina Bronowicz (VL1), a piąte miejsca zajęli Anna Bilovol (KL2) i Jakub Szpak (VL1).
Co jednak warte podkreślenia, w mistrzostwach Europy w parakajakarstwie, które w dniach 19-22 czerwca 2025 r. odbyły się w czeskich Račicach, wzięła udział pokaźna liczba reprezentantek i reprezentantów Polski – aż dwanaścioro.
– Nie rzucam słów na wiatr, gdy od początku mojej kadencji jako prowadząca grupę parakajakarzy mówię, że walczę o to, żeby tych zawodników przybywało, i teraz rekordowy, 12-osobowy skład wystawiliśmy, do tego dość młodą ekipę – nie kryje satysfakcji Renata Klekotko. – Kiedy zaczęłam pracę z grupą parakajakarzy w 2021 roku, to na dobrą sprawę było wtedy w Polsce czterech zawodników. A zgodnie z tym, co mówił prof. Sozański, mój wykładowca z warszawskiego AWF-u, niezbędna jest piramida szkolenia. Musimy mieć podstawę tej piramidy, bo zawsze ktoś odpadnie, nie wytrwa, nie wytrzyma. Czym jest nas więcej, tym jesteśmy silniejsi. Mam nadzieję, że to zaprocentuje i za dwa-trzy lata będziemy mieli dużo kwalifikacji na Los Angeles.
Na razie w drugiej połowie sierpnia odbędą się mistrzostwa świata, a żeby na nie pojechać, nasi zawodnicy muszą wcześniej uzyskać co najmniej taki czas, jak ósmy zawodnik ubiegłorocznych mistrzostw. Ta dyscyplina cały czas się bowiem rozwija.
– To już nie jest tak, że pomacha się trzy razy i już się człowiek zakwalifikował – tłumaczy trenerka. – Parakajakarze na świecie pływają coraz szybciej. Ten progres wyników kiedyś wyhamuje, ale póki co jesteśmy tak młodą dyscypliną, że na stagnację się na razie nie zapowiada.
Zmiana kajaka na łódź?
Stagnacja nie grozi wspomnianej Katarzynie Kozikowskiej. Zwłaszcza że na mistrzostwach Europy w Račicach do medalu zabrakło jej dosłownie mgnienia oka. O tyle lepsza była Maria Jimenez z Hiszpanii.
– Jak wpłynęłam na metę, to widziałam, że było blisko, ale bardzo długo nie było informacji o tym, kto na którym jest miejscu – mówi zawodniczka. – No i ostatecznie okazało się, że zabrakło tych szesnastu tysięcznych sekundy. Ogólnie jednak jestem zadowolona, bo zrobiłam bardzo dobry czas. Wygrałam z Niemką, która wcześniej w większości finałów była przede mną. Niedosyt był jednak przy tym przeogromny, bo to tak niewiele… Po prostu w tym dniu szczęście sprzyjało Hiszpance.
Uzyskany czas to dobry prognostyk przed sierpniowymi mistrzostwami świata, bo w tej kategorii czołówka pochodzi właśnie z Europy.
Katarzyna Kozikowska swoją sportową karierę zaczynała od parapływania. Sekundy na dystansie 400 m zabrakło, by zakwalifikowała się na igrzyska do Rio w 2016 r. – wówczas jeszcze w parapływaniu. Na igrzyska pojechała dopiero jako parakajakarka – nie trzeba jej było długo namawiać na zmianę dyscypliny. Dwukrotnie płynęła w finałach, jednak w Tokio była czwarta, a w Paryżu – szósta. Dlatego powstał plan, by swój cel, jakim jest medal igrzysk, zrealizowała w trzeciej „wodnej” dyscyplinie, czyli parawioślarstwie. Miałaby zastąpić weterankę, Jolantę Majkę, która ma problem z kolanem, w osadzie PR2Mix2x z Michałem Gadowskim.
– Były takie plany, niestety jednak podczas pucharu świata we włoskim Gavirate zostałam sklasyfikowana do innej grupy niż Michał – tłumaczy Katarzyna Kozikowska. – Osoby z podobnymi niepełnosprawnościami są w PR2, a mnie wsadzono do PR3 mówiąc, że jestem za silna i mam dobrą stabilizację. Wiadomo, że trenując kajaki jestem silna i mam bardzo dobrą stabilizację. Śmieję się do Michała, że chyba się nas trochę przestraszyli.
Polacy nie składają broni, odwołali się od tej decyzji klasyfikatorów. Sama zawodniczka przyznaje, że nie wie na razie, co zrobi, jeśli odwołanie przyniesie pozytywny skutek.
– Będę myślała, gdy się to uda – podkreśla. – Zobaczymy wtedy, jakie są możliwości, bo przychodzi taki moment w życiu, gdy było się już dwa razy na igrzyskach, że chce się jechać na kolejne, by walczyć o medale, nie o finały. Brzmi to może dość brutalnie, ale ten medal jest rzeczą najważniejszą i na nim bym się przede wszystkim chciała skupić. Zarówno w kajakach, jak i wydaje mi się, że także w wiosłach, miałabym taką możliwość, więc czekam po prostu i zobaczę, co czas pokaże. Kajaki bardzo kocham i na pewno ewentualne porzucenie ich nie będzie łatwe, bo cały czas myślę, że to jednak z kajakarstwem chciałabym jechać na kolejne igrzyska do Los Angeles. Gdyby mi ktoś jednak powiedział, że mam bardzo duże szanse na zdobycie, powiedzmy, złotego medalu w wioślarstwie, to na pewno bym się bardzo mocno też zastanawiała. Temat jest w zawieszeniu, ale miło by było, gdybym mogła wybierać między czymś bardzo dobrym a jeszcze lepszym.
Z lekkoatletyki do wioseł
– U nas są trzy grupy: PR1, PR2, PR3 i Kasia teoretycznie powinna być w PR2, bo ma jedną nogę – tłumaczy Tomasz Kaźmierczak, trener koordynator kadry parawioślarzy. – To jest absurd, że oni dali jej grupę PR3. To, że jest silna, stabilna, to nie jest argument. Czyli mam szukać ludzi, którzy są słabi, mniej wytrenowani? 7 godzin się tam z klasyfikatorami kłóciłem. Tłumaczyłem, że nie mogą jej siły i stabilności oceniać, bo to jest wytrenowane, to jest jakby wartość dodana. To jest jej atut, a oni ją za to karzą.
W kategorii PR3 wioślarze mocno pracują także nogami, siedząc na tzw. wózkach jeżdżących po krótkich szynach. Trener Kaźmierczak podkreśla, że w tej kategorii startują ludzie z protezą podudzia, mają więc staw biodrowy, mięsień czworogłowy, dwugłowy, kolano. Wszystko to ma przełożenie na pracę nóg. Nie ma co porównywać siły dwóch nóg do siły jednej, jak w przypadku Katarzyny Kozikowskiej. Nie po raz pierwszy niezbadane są ścieżki myślenia klasyfikatorów, trzeba jednak czekać na efekt odwołań.
– Będziemy walczyć, broni nie składamy na pewno – deklaruje Tomasz Kaźmierczak.
Na pewno Katarzyna Kozikowska byłaby ogromnym wzmocnieniem kadry parawioślarskiej, choć i tam pojawiają się nowe nazwiska. Jest młody jedynkarz Krzysztof Ślusarczyk, który zaczął już starty w zawodach pucharu świata. Jest także Zofia Seweryn, która jako jedyna reprezentowała Polskę na niedawnych mistrzostwach Europy (Płowdiw, 29 maja – 1 czerwca 2025 r.). Zajęła tam czwarte miejsce w jedynce (PR1W1x).
– Ja głównie pojechałam na te mistrzostwa, żeby zdobyć doświadczenie – opowiada zawodniczka.
Parawioślarstwo uprawia dopiero drugi sezon, to były jej pierwsze tak duże zawody. 8 lat temu spadła z konia i złamała kręgosłup. Przedtem trenowała karate kyokushin, jazdę konną i od 18. roku życia ćwiczyła na siłowni, uprawiała też trójbój siłowy. Po wypadku znajomy jej siostry dał jej kontakt do sekcji sportowej osób z niepełnosprawnościami w Tarnowie. Pojawiła się na treningu i… do dziś walczy o medale, głównie w oszczepie, acz bardziej na poziomie krajowym. Przyznaje, że jej wyniki od kilku lat stoją w miejscu.
– Jakieś dwa lata temu zostałam zaczepiona na siłowni w Krakowie, że jest sekcja wioślarstwa i czy nie chciałabym spróbować – wspomina. – Poszłam, spróbowałam, tutaj jakoś bardziej otworzyły mi się drzwi i wyniki stale idą do przodu.
Dlatego, choć nie porzuca lekkiej atletyki, bardziej koncentruje się na razie na parawioślarstwie, zwłaszcza że we wrześniu w Szanghaju odbędą się mistrzostwa świata. A w dalekiej perspektywie są przecież igrzyska w Los Angeles.
– Zosia w tamtym roku po raz pierwszy startowała w pucharze świata, ale od tamtej pory bardzo mocno przepracowała zimę i poprawiła się o ponad dwie minuty – chwali trener Kaźmierczak. – Zrobiła skok, jeśli chodzi o styl. Bardzo duży postęp. W wioślarstwie niestety jest tak, że aby wejść do czołówki światowej, to te cztery, pięć lat trzeba popracować w treningu wytrzymałościowym. U nas jest wyścig na dwa kilometry i wiele się nie oszuka. Można mieć lepszą łódkę, lepszy sprzęt, ale technikę i zdrowie trzeba wypracować treningiem.





