Kamil Otowski po raz drugi został mistrzem paralimpijskim w pływaniu! Tym razem na 50 m stylem grzbietowym w klasie S1. W klasie S2 na tym samym dystansie po raz drugi na igrzyskach w Paryżu czwarte miejsce zajął Jacek Czech.
– Moja trenerka z fizjoterapeutą sugerują mi, żebym zmienił nazwisko z Otowski na ZŁotowski. Muszę to rozważyć! – śmiał się po wyjściu z basenu Kamil.
Ale zaraz dodał, że drugie złoto było mu o wiele trudniej wywalczyć niż to pierwsze na 100 m dwa dni wcześniej.
– To był chyba najcięższy wyścig w moim życiu. Dziś nie było tak pięknie jak na 100 m, kiedy odsadziłem całą stawkę na pierwszych 50 metrach. Popełniłem błąd, który kosztował mnie stratę kilku sekund. Przy wejściu do wody gdzieś mi się tam dostała kropelka i nie mogłem ustabilizować oddechu. Pierwsze myśli były takie, że nie wiem, czy zdołam wystartować. Cały mental uciekł. Na szczęście fizjoterapeuta Oskar zdołał mnie uspokoić – opowiadał Kamil.
– Zobaczyłem, że z Kamilem jest nie tak, że wypadł z rytmu. Na szczęście znamy się już tak dobrze i nadajemy na tych samych falach, że wiedziałem, jak go szybko uspokoić – potwierdził Oskar Małecki-Owczarek.
Pełnia ulgi i pełnia szczęścia
Nasz reprezentant wysunął się na prowadzenie dość szybko. Już w połowie dystansu był lepszy od innych o długość ciała. Rywale mogli już tylko walczyć o srebro.
Otowski przyznał, że po pierwszym złotym medalu, w sobotę czuł się już rozluźniony i silny mentalnie.
– Ale jak widzicie, ta sielanka błyskawicznie może prysnąć. Dlatego kiedy dopłynąłem na metę i zobaczyłem tablicę wyników, to była petarda! Wielka ulga. Zrobiłem to! Jestem podwójnym mistrzem paralimpijskim! Poczułem pełnię ulgi i pełnię szczęścia – mówił.
Dziennikarze dopytywali Kamila, czy skoro ma tak świetną passę w Paryżu, nie powinien dobrać sobie jeszcze paru stylów lub dystansów.
– Za dwa dni płynę na 200 m stylem dowolnym, ale w kategorii z zawodnikami sprawniejszymi ode mnie. Tam raczej będę walczył o wejście do finału niż o podium – stwierdził zawodnik.
Złapać byków na haka
Na koniec Otowski postanowił pozdrowić całą rodzinę rugby na wózkach, jest bowiem zawodnikiem reprezentacji Polski.
– Wiem, że mi kibicują i nie mogę się doczekać, kiedy będę mógł po porannym treningu w wodzie wsiąść na „taczkę” i, jak to mówimy, „złapać paru byków na haka”, żeby się wkurzyli. Uwielbiam rugby na wózkach i nawet w wiosce paralimpijskiej zaczepiłem dwóch najlepszych na świecie – Francuzów, że za parę lat będę ich łapał na haka! – śmiał się Kamil.
I opowiadał, dlaczego rugby na wózkach jest dla niego takie ważne.
– Podobno ciężej się przerzucić ze sportu indywidualnego na drużynowy niż odwrotnie. Ja potrzebowałem rugby, żeby mój umysł mógł odpocząć od pływania. Bo to bardzo trudny, żmudny sport. Pod wodą jesteś cały czas sam ze sobą i swoimi myślami. Pływasz od ściany do ściany i nie masz do kogo otworzyć buzi, z kim zażartować. Nie masz jak się wyżyć – mówił.
Na razie Kamil Otowski cieszy się z drugiego złota w Paryżu i ma nadzieję, że oba krążki natchną pozostałych polskich zawodników różnych dyscypliny do sukcesów.
Michał Pol z Paryża, fot. Tomasz Markowski/Polski Komitet Paralimpijski