Dla paraalpejczyka Andrzeja Szczęsnego igrzyska w Pekinie będą czwartymi w karierze. Od ponad dwudziestu lat „siedzi w sporcie”. Powiedzieć, że jeździ na nartach to nic nie powiedzieć, bo… „jeździ na jednej narcie”. I na jednej nodze. Pomagają mu specjalne kulonartki, którymi kieruje rękami. Ściga się na stokach, na których przeciętny narciarz miałby kłopot ze zjechaniem. Na zawodach rywalizuje w grupie zawodników stojących – walczy z tymi, którzy mają dwie nogi. Jak przyznaje, przeliczniki nie do końca są sprawiedliwe. Mimo tego i mimo kontuzji, dwóch poważnych operacji kolana i kilku śrubek w nodze wciąż kocha „białe szaleństwo”. Raz już kończył z narciarstwem, po złamaniu kości kłykcia w 2015 roku. Wytrzymał dwa lata i wrócił na stok. Nogę stracił z powodu raka kości w wieku 10 lat. Nie przeszkodziło mu to wygrać pierwszej edycji rozrywkowego programu „Celebrity Splash” w 2015 roku. Podczas otwarcia XIII Zimowych Igrzysk Paraolimpijskich w Pekinie będzie chorążym i wraz z paranarciarką biegową i parabiathlonistką Iwetą Faron poniesie polską flagę.
PMK: Czwarte igrzyska, kawał czasu w sporcie z różnymi przygodami i kontuzjami. Jak się odnajdujesz w chińskiej wiosce alpejskiej?
ASz: Faktycznie, od ponad dwudziestu lat jestem zawodnikiem i jeżdżę na jednej nodze. Dziś mieliśmy pierwszy kontakt ze śniegiem. Wioska olimpijska i stoki robią mega wrażenie.
W czasie igrzysk olimpijski na ten śnieg narzekano, że sztuczny, że trudny. Jak się na nim jeździ?
W czasie igrzysk olimpijskich widziałem, że sporo zawodników miało problem, że ten śnieg był twardy, lodowy, bardzo trzymający. Sporo osób wypadło, w gigancie czołowe zawodniczki miały problemy, ale dziś byłem pozytywnie zaskoczony, bo też obawiałem się tego śniegu. W czasie igrzysk olimpijskich było bardzo zimno, teraz jest cieplej. Na górze jest warstwa miększego śniegu, ale pod spodem jest lodowo-betonowo. Narta fajnie trzyma, ale jak się odpuści i znowu chce się włożyć krawędź, to ta narta ucieka spod nogi.
Z perspektywy widoku z gondoli trasy są wąskie i szybkie. To nie są stoki dla amatorów szukających rekreacji.
Byliśmy na samej górze. Jak powiedziałaś, jest wąsko i na pewno będzie bardzo szybko. Jeszcze zobaczymy jakie będą ustawienia. Ale widać, że te trasy były robione pod igrzyska. Dla turystów tu miejsca raczej nie ma. Może ta nartostrada na dole – właściwie dojazd. Jutro będzie się można przejechać po trasach do szybkich konkurencji, choć ja niestety w nich nie startuję.
W czym cię zobaczymy?
Tylko w technicznych konkurencjach, czyli slalomie gigancie i slalomie specjalnym. Skupię się na tym, żeby pokazać się z jak najlepszej strony i dać z siebie wszystko.
Pekin to czwarte igrzyska – które stoki, były do tej pory najbardziej przyjazne?
Najlepszy wynik uzyskałem w Soczi – w slalomie specjalny zająłem 9 miejsce, aczkolwiek tam też było miękko, były dziury i ta walka nie była równa. Pamiętam, że było bardzo ciepło, wszystko płynęło. W slalomie było 12 stopni na plusie. Natomiast najlepsze warunki były w Vancouver, choć nie zabrakło dużych opadów śniegu. Jeśli tu w Pekinie warunki by były takie same, to wydaje się, że można by walczyć z najlepszymi zawodnikami.
To jaki jest plan minimum?
Minimalny plan to dostać się do pierwszej dwudziestki w gigancie, w slalomie mam nadzieję, że będzie lepiej.
A maksimum?
Walka o medale. Konkurencja będzie bardzo duża, na mistrzostwach świata było blisko 40 zawodników, a nie było Chińczyków. Dzisiaj sam byłem zaskoczony zawodnikami z Chin. Jest ich naprawdę bardzo dużo i widać, że jeżdżą na bardzo wysokim poziomie. Ale trzeba uwierzyć w siebie, pojechać swoje i walczyć.
Z tymi, którzy jadą a dwóch nogach. Startujecie w jednej grupie. Czy twoje wieloletnie doświadczenie pomaga w rywalizacji i przekłada się na wynik?
ASz: Mój pierwszy start w mistrzostwa świata w 2005 roku był jeszcze z podziałem na grupy – ci na jednej nodze nie ścigali się z tymi na dwóch nogach. Tam zająłem 5 miejsce, a było nas ponad 20 zawodników. Na igrzyskach w Turynie nie było już takiego podziału. Wrzucili wszystkich „do jednego wora” i osoby jeżdżące na jednej nodze są bardzo poszkodowane. To widać po wynikach.
I po liczbie uczestników.
Kiedyś najwięcej było właśnie osób jeżdżących na jednej nodze. Z tego co wiem, narciarstwo osób niepełnosprawnych wzięło się właśnie od tych jeżdżących na jednej nodze. Po połączeniu tych grup z góry jesteśmy skazani na niepowodzenie, bo jeżeli stok jest stromy i oblodzony to nie jesteśmy w stanie wytrzymać czystego skrętu na krawędzie. Przeliczniki się zupełnie nie sprawdzają. Przelicznik to 97% czasu – tylko troszeczkę na korzyść. Na mistrzostwach świata w szybkich konkurencjach w pierwszej dziesiątce nie było ani jednej osoby na jednej nodze. Z perspektywy czasu widzę, że to narciarstwo na jednej nodze umiera.
Ale tobie wciąż chce się jeździć.
Oczywiście. Ja kocham narciarstwo. To połowa mojego życia. Pomimo, że mam swoje lata i kilka poważnych kontuzji za sobą, to postanowiłem wykorzystać tę jeszcze jedną szansę. Bardzo się cieszę, że tu jestem, mam nadzieję, że wszystko będzie ok, bo w czasach „Covidu” różnie może być, dziś jest trening, a jutro możemy być odizolowani. Staram się o tym nie myśleć, skupiam się na treningach, siłowni, fizjoterapii. Co ma być, to będzie. Trzeba być dobrej myśli.
PMK: Dzięki za rozmowę i połamania narty!
W Pekinie z Andrzejem Szczęsnym rozmawiała Paulina Malinowska-Kowalczyk.