Ambasadorzy
Polski Komitet Paralimpijski począwszy od Igrzysk Paralimpijskich w Tokio zaprasza do współpracy ambasadorów polskiej reprezentacji paralimpijskiej – wybitne postaci sportu i życia publicznego, które swoją postawą udowadniają, że „niemożliwe nie istnieje”, oraz doskonale promują wartości sportu paralimpijskiego – takie jak odwaga, determinacja, inspiracja i równość.
Miło nam poinformować, że ambasadorami polskiej reprezentacji paralimpijskiej są Martyna Wojciechowska oraz Robert Korzeniowski. Zachęcamy do zapoznania się z ich biogramami poniżej.
Ambasadorka Polskich Paralimpijek
MARTYNA WOJCIECHOWSKA
Od zawsze wiedziałam, że moim przeznaczeniem będzie życie w drodze. Zanim jednak wyjechałam w swoją pierwszą daleką podróż, najpierw dotarłam w góry wysokie. I zakochałam się w nich bez pamięci. W 2010 roku stanęłam na ostatnim szczycie w moim 7-letnim projekcie KORONA ZIEMI, który polega na zdobyciu najwyższych gór na siedmiu kontynentach.
20 lat temu zaczęłam swoją przygodę z telewizją, w której pracuję do dzisiaj. Wszystko zaczęło się od pasji do motoryzacji. W wieku 17-lat uzyskałam licencję rajdową, a kilka lat później zostałam prowadzącą najpopularniejszego w Polsce programu motoryzacyjnego „Automaniak”. W 2002 roku, jak pierwsza kobieta z Europy Środkowo-Wschodniej, wzięłam udział i ukończyłam rajd Dakar, a rok później rajd Transsyberia. Dzisiaj, kiedy tylko mam możliwość, zamiast czterech kółek wybieram swoją Hondę CBR Repsol.
W 2004 roku na dobre rozpoczęłam swoje największe podróże i teraz moje życie kręci się wokół nich. Wtedy właśnie wyruszyłam w świat kręcić swój pierwszy program podróżniczy dla telewizji TVN pt. „Misja Martyna”, którego zrealizowałam dwie serie, okrążając z nim kulę ziemską dwukrotnie. Niestety podczas realizowania jednego z odcinków na Islandii, razem z ekipą programu miałam bardzo poważny wypadek samochodowy, w którym zginął mój przyjaciel operator, ja natomiast złamałam kręgosłup i wylądowałam na wózku inwalidzkim z zerową motywacją do życia.
I wtedy wydarzyło się coś niezwykłego. Kiedy leżałam w szpitalu zobaczyłam w telewizji relację z pierwszego zimowego zdobycia szczytu Shisha Pangmy naszych rodaków, leżącego w Himalajach Wysokich. To był moment, kiedy uświadomiłam sobie, że muszę znaleźć motywację żeby wyzdrowieć – gdzieś indziej. Że nie może mi chodzić po prostu o powrót do formy, żebym znowu mogła chodzić i normalnie żyć. Musi to być coś spektakularnie trudnego i mało osiągalnego, żeby zmusić organizm do wysiłku i znowu uwierzyć, że wszystko będzie dobrze. I tak, zmotywowana do granic, półtora roku po nieszczęśliwym złamaniu kręgosłupa, z narodową wyprawą stanęłam na szczycie najwyższej góry świata – Mount Everestu.
To był dobry, 2006 rok. Kilka miesięcy po zdobyciu góry wydałam swoją pierwszą książkę pt. „Przesunąć horyzont”, która opowiada w zupełnie nieoczywisty sposób o zdobywaniu Everestu, walce z samą sobą i o tym, że warto jest marzyć. Mniej więcej w tym samym czasie zadzwonił jeden z ważniejszych telefonów w moim życiu, w konsekwencji którego objęłam stanowisko redaktor naczelnej najbardziej prestiżowego magazynu podróżniczego na świecie – National Geographic. To jedna z najbardziej niesamowitych rzeczy, jakie przydarzyły mi się w życiu. Kolejną były narodziny mojej córki Marysi w 2008 roku i choć mogłoby się wydawać, że nie da się być mamą-podróżniczką, mnie się to udaje.
W 2009 roku zaczęłam realizować program podróżniczy „Kobieta na krańcu świata”, który okazał się przygodą mojego życia. Zrealizowałam do tej pory dziesięc serii cyklu dokumentalnego (i 3 książki pod tym samym tytułem), o kobietach z najdalszych zakątków naszego globu i stałam się w pewnym sensie ambasadorką kobiet z całego świata, które łączą uniwersalne wartości.
Wierzę, że „Niemożliwe Nie Istnieje” oraz , że „Nawet najdłuższa Podróż zaczyna się od jednego kroku”. To drugie wytatuowałam sobie na przedramieniu.
(źródło opisu: www.martyna.pl)
Ambasadorka Polskich Paralimpijek
ROBERT KORZENIOWSKI
Dzieciństwo 1968-80. Szkoła Jarosław, rodzice i najbliższa rodzina, choroba reumatyczna
30 lipca 1968 roku przyszedłem na świat w Lubaczowie, gdzie spędziłem pierwsze miesiące swojego życia. Urodziłem się w rodzinie kolejarzy i moje wczesne dzieciństwo toczyło blisko kolei, stacji, kursujących pociągów. Do Jarosławia, zawędrowaliśmy 6 grudnia, czyli w Św. Mikołaja 1968 roku. Moje osiedlowe podwórko było prawdziwą instytucją. Tu bawiłem się, dorastałem, tu marzyłem o tym, by zostać kolarzem i pedałować w Wyścigu Pokoju. Do Dnia Dziecka 1976 roku byłem jedynakiem. Wtedy urodził się mój długo wyczekiwany brat Paweł. Sylwia, późniejsza olimpijka z Aten i Pekinu, urodziła się podobnie jak Paweł w Jarosławiu, ale dosłownie na kilka tygodni przed wyprowadzką do Tarnobrzega, 25 kwietnia 1980 roku.
Bardzo kochałem Jarosław, moje wspomniane podwórko, przyjaciół, kino Westerplatte, Kino Oka, Rynek , parafialną Kolegiatę, jazdę na sankach po Wandołach, wycieczki rowerowe aż do Radawy, a także moją Szkołę Podstawową nr 1 dziś Królowej Jadwigi. Jarosław to także wspomnienie o wykrytej chorobie reumatycznej i początkach astmy, czasie fizycznej niemocy i formalnego wykluczenia z aktywności fizycznej. W Jarosławiu nikt nawet nie mógł snuć najśmielszych fantazji o mojej sportowej przyszłości.
Późniejsze dzieciństwo 1980-1983
Tarnobrzeg – nowa “prawie” sportowa szkoła podstawowa, pragnienie zostania Bruce Lee i roczny udział w treningach judo, olimpiada z j.polskiego. W czerwcu 1980 roku opuściliśmy jednopokojowe mieszkanie w Jarosławiu i przeprowadziliśmy się do Tarnobrzega. Tym samym bezpowrotnie zmieniłem środowisko i wszedłem w czas dorastania i wyrastania z choroby. Rozpocząłem nowy rozdział. Pierwszym etapem była zmiana szkoły z ogólnej na szkołę, nazwijmy to, o profilu sportowym. Jednak czas myślenia o sportowej drodze przyszedł wraz z “Wejściem Smoka” i mistrzem kung fu Brucem Lee. W 1982 roku w środku stanu wojennego zapragnąłem zostać mistrzem. Przydzielono mnie do sekcji dżudo, które trenowałem przez półtora roku. Realizująca się przygoda została przerwana remontem, po którym treningi nigdy nie zostały wznowione. I tak trafiłem na lekką atletykę, oczywiście tymczasowo. Przetrwałem tak do 2004 roku, czyli 21 lat.
Liceum 1983-87 i pierwszy krok ku karierze sportowej ? MKS Tarnobrzeg, ulubieni i znaczący nauczyciele, Jurek Sieczko – przyjaciel, który zginął tragicznie w 1989 r.
Czas licealny, to pierwsze lata w sporcie, świadome decyzje i koniec dzieciństwa. Moja humanistyczna klasa była babińcem z niewielką domieszką pierwiastka męskiego. W klubie szkolnym kolegowałem się w dużo szerszym gronem niż własna klasa. Szczególna przyjaźnią i przywiązaniem darzyłem Jurka Sieczko, który od 1984 był moim sparingpartnerem i rywalem jednocześnie. Byliśmy nierozerwalną parą przyjaciół codziennie razem trenujących, razem jeżdżący na zgrupowania kadry i razem zdających na te same studia. Niestety 8.08.1989 roku Jurek Sieczko tragicznie zginął potrącony przez pędzący samochód podczas wycieczki na zgrupowaniu treningowym w Egerze. Tę drogę przechodziliśmy razem, ale od tego wieczoru musiałem dalej iść sam?
Dorosłe Życie / Początek Studiów 1987-1991
Wyprowadzka od rodziców (1987) ? rozpoczyna się życie studenckie na AWF Katowice i stopniowa profesjonalizacja w sporcie. Do Katowic wyjechałem po dyplom i dorosłość w październiku 1987 r. Prawdziwym egzaminem z życia były pierwsze dwa lata w roli studenta walczącego o przetrwane i sportowy rozwój. Dostałem indywidualny tok studiów, który pozwalał mi na dowolność w wyborze grup i dużą elastyczność w terminach zaliczeń. Nauczyłem się bezwzględnej dyscypliny w zarządzaniu własnym budżetem, czasem studiów, planowaniem treningów i startów w dłuższej perspektywie. Prawdziwa szkoła życia, która bardzo szybko wydała swoje owoce. Już od 1989 roku miałem stale miejsce w kadrze narodowej, zdobyłem pierwszy medal Mistrzostw Polski Seniorów, a w trzy lata po rozpoczęciu studiów zakwalifikowałem się do Mistrzostw Europy. W Splicie zająłem fenomenalne, jak na owe czasy czwarte miejsce w chodzie na 20 km, zostawiwszy za plecami kilka sław, które znałem tylko ze światowych rankingów. Split, czwarte miejsce, pokonany w boju np. Michaił Szczennikow, wielka impreza przekaz telewizyjny, branżowa sława wschodzącej gwiazdy- to wszystko sprawiło, że właśnie wtedy zrozumiałem, że czas postawić wszystko na jedną kartę Studiować i cieszyć się z przywilejów, ale przede wszystkim przygotować się do totalnego zawodowstwa.
Francja Paryż 1991-1993
Wiosną 1991 roku porozumiałem się z trenerem Gerard Lelievre i zrodził się pomysł wyjazdu do Francji. We wrześniu uzyskałem akceptację warunków od wiceprezesa sekcji lekkiej atletyki w Racing Club De France. Wyjechałem. Nie wszystko było tak spełnieniem obietnic, ale krok po kroku odnajdowałem się. Doskonaliłem znany mi już w stopniu podstawowym francuski i nabierałem nowego szlifu cywilizacyjnego. Atmosfera w klubie była coraz cięższa, komplikowała się sytuacja z mieszkaniem, upływał termin pozwolenia na pobyt we Francji. Wszystko to działo się gdy przygotowywałem się do startu w IO w Barcelonie. Wracałem zdruzgotany do paryskiego domu, gdy wreszcie rodziła się moja pierwsza córka Angelika i gdy następny sezon 1993, choć zapowiadał się nieźle, bo otworzyłem go medalem Halowych Mistrzostw Świata w Toronto i dalej wzmocniłem kilkoma świetnymi wynikami, to jednak zostałem na koniec sezonu boleśnie poturbowany dyskwalifikacją techniczną w Stuttgarcie. Jednocześnie skończyłem w Polsce studia, rozpocząłem równoległe życie w Krakowie ale też dałem sobie i Francuzom jeszcze jedną szansę.
Francja 1994-2004 dziesięć lat na północy Francji w Turcoing prowadzę równoległe do polskiego życie reprezentując klub UST
Ch?ti, to ludzie francuskiej Północy oraz ich lokalny dialekt. Nie uczyłem się dialektu, ale uczyłem się ludzi. Po traumie, jaka przeżyłem z szefami mojego paryskiego klubu w Tourcoing byłem bardziej ostrożny i niezależny. Po uznaniu mojego polskiego , katowickiego dyplomu przez agendę Ministerstwa Sportu i Młodzieży stałem się cennym na tym rynku dyplomowanym fachowcem, zaś po zdobyciu pierwszych medali na mistrzostwach świata w Goeteborgu 1995 i złota w Atlancie uzyskałem status mega gwiazdy, co otworzyło wiele drzwi a zarazem dało poczucie sportowego i społecznego spełnienia. Na tym etapie nie mieszkałem już we Francji z rodziną. Prowadziłem tu spokojne niezależne życie, które mimo statusu lokalnej gwiazdy Północy było bardziej znośne od całego zgiełku i miłej skądinąd sercu, lecz bardzo przeszkadzającej w pracy narodowej histerii towarzyszącej zdobywaniu kolejnych medali. Trenowałem w spokoju na pograniczu francusko-belgijskim. Tu też do końca, czyli do 2004 roku zachowałem absolutnie olimpijski spokój. Chętnie tam wciąż zaglądam i nawet wciąż jestem licencjonowanym członkiem klubu. To dumne członkostwo na resztę życia Che le Chti?, którzy nauczyli mnie kochać Francję.
1994-2004 Po zakończeniu studiów w Katowicach, żegnam AZS-AWF Katowice i zaczynam równolegle do UST reprezentować WKS Wawel Kraków. Buduję swoje życie w oparciu o Kraków.
Przez chwilę, zanim po studiach w Katowicach nie stałem się zawodnikiem WKS Wawel, byłem napo wrót reprezentantem MKS Tarnobrzeg, który w trakcie sześciu lat mojego studiowania przekształcił się w Parafialny Klub Wspólnota. Prawo klubowe nakazywało bowiem delegowane zawodnika ?studenta do klubu akademickiego, by zarazo studiach upomnieć się o niego i na przykład, jak stało się to w przypadku Tarnobrzega przygarnąć go z dyplomem i większymi sukcesami a następnie pohandlować nim. Oczywiście była też opcja, bym został w Tarnobrzegu i reprezentował miasto wraz z koalicją lokalnych sponsorów, jednak jesienią 1993 roku nikt jeszcze do tego nie dojrzał, więc poszedłem w świat czyli do Krakowa. Kluczową postacią, która mnie tam sprowadziła i otoczyła wszechstronną opieką, był ówczesny szef sekcji LA, dziś prezes całego WKS Wawel, olimpijczyk Edward Stawiarz. W sytuacji, gdy po dwóch kolejnych dyskwalifikacjach nie bardzo miałem za co żyć a we Francji toczyłem grę pomiędzy dwoma klubami, porządny POLSKI klub z tradycją w mieście, które zawsze było moją naturalna stolica, gdyż zawsze chodziłem, “na pole” a nie “na dwór” był najlepszym możliwym rozwiązaniem. W Krakowie jeżdżąc, co prawda, tu i tam, bo ok. 250 dni w roku spędzałem poza miejscem zamieszkania odkryłem mój świat, zbudowałem więzi nie tylko z klubem ale i z jednak z szerszym gronem przyjaciół. Wymyśliłem i organizowałem mityng “Na Rynek marsz!”, który przeżył moja karierę sportowa i był organizowany aż do 2010 pod egidą IAAF. Wszystkie moje światowe i europejskie medale koniec końców trafiały do Krakowa. Prezydenci Grodu Kraka mianowali mnie Krakowianinem roku w 1998r i ambasadorem Krakowa w dwa lata później. Jak etap francuski z lat 1992-93 był dla mnie ogromnym bodźcem sportowym i cywilizacyjnym, tak dziesięć z górą lat zamieszkiwania w Krakowie pozwoliło mi odnaleźć moje miejsce na ziemi w Polsce i punkt wyjścia dla dalszego rozwoju. Kraków w żadnym wypadku nie jest etapem zamkniętym . To że rzadziej tam bywam niewiele znaczy, bo liczą się wciąż emocje oraz wspólnota kulturowo-historyczna. Dowodem na wzmocnienie więzi z Krakowem niech będzie fakt, że na towarzyszkę życia wybrałem sobie rodowitą krakowiankę z Karmelickiej Magdę Kłys a moi dwaj bracia, Paweł iMirek wraz z rodzinami na trwałe, zakorzenili się w tym mieście.
2004- Kończę etap kariery sportowca wyczynowego i rozpoczynam pracę w TVP przeprowadzając się do Warszawy
Koniec sportowej kariery w 2004 roku, był wyborem bardzo świadomym i poprzedzonym procesem długotrwałych przygotować szczególnie w sferze mentalnej. Wszystko co miałem wygrać osiągnąłem, byłem spełniony i oczekiwałem konfrontacji z kolejnymi wyzwaniami. W niespełna dwa tygodnie po powrocie z Aten zaprosił mnie do siebie Maciej Grzywaczewski, ówczesny dyrektor TVP1 i w imieniu prezesa Jana Dworaka zaproponował mi pracę w charakterze kierownika redakcji sportowej jedynki a tym samym szefa Kolegium Sportu TVP. Długo ociągałem sie z decyzją, stawiałem trudne warunki związane z dochowaniem wszystkich zobowiązań wobec moich sponsorów ani też nie chciałem podjąć się pracy bez wpisania mi w kontrakt misji utworzenia sportowego kanału tematycznego . W końcu 30 grudnia po dwóch już miesiącach pracy w charakterze doradcy dyrektora Jedynki podpisałem umowę o pracę przedstawiwszy zarządowi moja wizję kierowania sportem. Traktowano mnie trochę jak nieszkodliwą gwiazdę ?wariata, ale w końcu wspólnie weszliśmy do gry. W rezultacie po niespełna dwóch latach funkcjonował kanał TVP Sport a redakcje były kierowane przez jednego dyrektora redaktora naczelnego zamiast by rozrzucone po antenach i konkurować ze sobą w ramach korporacji nie bacząc na rywalizację z telewizjami komercyjnymi. W 2008 roku odpowiadałem za cały projekt Igrzysk Olimpijskich w Pekinie i uruchomienie przy ich okazji pierwszego kanału wysokiej rozdzielczości TVP HD. W rok później do kompleksu TVP Sport dołączyliśmy jeszcze portal video WWW.sport.tvp.pl a sama TVP Sport przekroczyła poziom 3mln odbiorców. Ponadto jeszcze w 2009 roku uzyskaliśmy status wyłącznego nadawcy Euro 2012 a tym samym strategicznego partnera UEFA na terytorium Polski. Nadszedł czas by zakończyć misję. Podobnie jak po Atenach w 2004 roku, pod koniec 2009 dojrzałem do decyzji pożegnania się z kolegami i korporacją TVP i wkroczyłem na ścieżkę prowadzącą do nowego etapu.
Od 2010 roku koncentruję się na działalności społecznej na gruncie sportu i rozwijam działalność szkoleniową dla biznesu
Uwolniwszy się z gorsetu korporacyjnego rozpocząłem pracę na własny rachunek jako mówca inspirujący do pracy nad rozwojem osobistym a tym samym wspierający działy HR dużych korporacji oraz ściśle współpracujący z Brian Tracy International i firmą swojego coacha Fransois Nail z RSQ Management w ramach programu dla wybitnych olimpijczyków “Dbamy o Naszą Kadrę”. Program skierowany do olimpijczyków zakłada wspieranie dwóch, potencjalnie ostatnich lat kariery sportowej, indywidualnym coachingiem zmierzającym do wsparcia jak najbardziej udanego startu w nowe życie zawodowe już po zakończeniu etapu wyczynowego. Zdecydowana większość sportowców nie może bowiem odnaleźć się w nowej rzeczywistości, dyplomy wyższych uczelni, umiejętności zawodowe, czy tradycje środowiskowe wymagają ponownej ewaluacji. To duże i poważne zadania społeczne, które już zyskało wsparcie PKOL, Ministerstwa Sportu i Turystyki oraz Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej . Etap począwszy od jesieni 2010 do jesieni 2012, czyli już po igrzyskach w Londynie obejmie grupę ok. 30 osób i będzie stanowił swoisty pilotaż przed kolejnymi syklami olimpijskimi. W ramach Fundacji Sportowa Polska, która została założona w 2009 roku, a którą kieruje odkąd zakończyłem pracę w TVP organizujemy regularne zbiórki społeczne sprzętu sportowego dla dzieci z biednych klubów i domów dziecka w myśl hasła “Sport to radość – podaj dalej!” Fundacja odpowiadając na zapotrzebowane społeczne związane z edukacją środowisk odpowiedzialnych za aktywizację dzieci chorych na astmę współorganizowała w Krakowie marsz “Wygraj z astmą!” a na styczeń 2011 planuje zorganizowanie w Warszawie konferencję i warsztaty dla nauczycieli WF ze szkół podstawowych i lekarzy pierwszego kontaktu, którzy powinni znaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia na rzecz aktywizacji wciąż wzrastającej liczby dzieci chorujących na astmę. Nie powinny one bowiem być ze sportu wykluczane, lecz w sposób umiejętny i konsekwentny wspierać integrację ze zdrowymi dziećmi. Nie uniknąłem też większego zaangażowania w pracę na rzecz PZLA, który jako członkowi zarządu, powierzył mi odpowiedzialność za działania na forum międzynarodowym. Krok po kroku dla polskiej lekkiej atletyki zdobywam coraz więcej przestrzeni w strukturach EAA i IAAF. To taki rodzaj sportowej dyplomacji, bez której nasz głos nie będzie się liczył a Polska nie będzie organizować jakichkolwiek międzynarodowych imprez lekkoatletycznych, bądź też będzie gościć takie, których nikt na świecie nie chce . Uważam, że powinniśmy doprowadzić do odbudowy stadionu Warszawskiej Skry i tu ustanowić centrum polskiej lekkiej atletyki w oparciu o potencjał jakim dysponuje Warszawa, zaś w Łodzi, bądź jeśli już powstaną hale w Krakowie, czy Torunii należy dążyć do przeprowadzenia halowych mistrzostw Świata, lub Europy. Dla tych wszystkich działań doba powinna mieć więcej niż 24h, ale nie chcę obrażać się na czas, bo przecież “Jest on moim sprzymierzeńcem”
UEFA
We wrześniu 2010 r Robert Korzeniowski obok Prezydenta Lecha Wałęsy, gwiazdy muzyki pop Maryli Rodowicz i pierwszego polskiego zdobywcy pucharu Europy Józefa Młynarczyka został wyróżniony tytułem Przyjaciela UEFA EURO 2012. Z projektem tej historycznej imprezy związany był od samego początku na początku wspierając promocję idei za pośrednictwem TVP, następnie jako szef TVP Sport relacjonując ogłoszenie decyzji o przyznaniu Polsce i Ukrainie organizacji turnieju, by w końcu odpowiadać za zakup praw do nadawania mistrzostw na antenach telewizji publicznej.
W lutym 2011 roku z honorowej pozycji Przyjaciela przeszedł do roli doradcy UEFA Events S.A. w zakresie PR i marketingu programu pakietów biznesowych Corporate Hospitality Club Prestige. Odpowiadał za wsparcie procesu sprzedaży i edukację polskiego rynku, dla którego przeważającej części pojęcie hospitality bardziej kojarzyło się ze szpitalem niż luksusowymi warunkami uczestnictwa w meczach, czy też platformą budowania relacji B2B. Projekt związany z programem pakietów biznesowych zakończył się sukcesem, jak cały polsko-ukraiński turniej, zaś Robert Korzeniowski już w trzy miesiące po nim podjął się nowego wyzwania.
Obecnie
Od października 2012 r był Dyrektorem Biura Ubezpieczeń Rynku Sportu w firmie brokerskiej Mentor S.A. , lidera w segmencie usług brokerskich na polskim rynku. Odpowiadał za tworzenie i programów ubezpieczeniowych zarówno dla sportowych profesjonalistów i biznes związany z branżą sportową. Od października 2014 r jest Menadżerem Projektu Medycyna dla Sportu i Aktywnych w Grupie LUX MED, będącej Głównym Partnerem Medycznym PKOL i lidera polskiego rynku w segmencie nie publicznych świadczeń medycznych.