Przez ponad dwadzieścia kilka lat pracy dziennikarza nasłuchałem się mnóstwa podziękowań sportowców po sukcesach. Czasem banalnych, częściej pięknych i szczerych. Pamiętacie jak ostatnio ujęły nas wszystkich słowa Kamila Stocha do żony „Ewuniu, kocham cię…” gdy odbierał tytuł Sportowca Roku „Przeglądu Sportowego”? Albo gdy w Pjongczangu po złotym medalu dziękował jej za „wsparcie i za wszystko, co dla niego zrobiła”?

Muszę jednak przyznać, że słowa podziękowań nigdzie nie napawają mnie takim wzruszeniem i nie brzmią tak prawdziwie jak tu na igrzyskach paraolimpijskich. Niepełnosprawny sportowiec choć w drodze po medale wylewa na treningach tle samo potu i wkłada tyle samo ciężkiej pracy, co pełnosprawni koledzy, choć jak oni przekracza własne bariery, bije życiówki, to ma o wiele trudniejszy start. Jakże ciężko mu znaleźć kogoś, kto uwierzy w jego sukces sportowy. Odda swój czas i zaangażuje maksymalnie, dostrzegając w tym satysfakcję, bo przecież nie pieniądze.

foto: Bartłomiej Zborowski/PKPar

Dlatego co i rusz słychać od schodzących z podium podziękowania dla ludzi, którzy w nich uwierzyli oraz w to że „niemożliwe nie istnieje”. I podporządkowali pasji przyszłego paraolimpijczyka całe swoje życie. Często wbrew całemu światu. Np. że wbrew temu co wszyscy mówią, a nawet czego dowidzi nauka, nie da się jeździć na snowboardzie mając nogę obciętą powyżej kolana.

Tak było z rodzicami Brenny Huckaby, którzy wbrew rozsądkowi postanowili „pójść za ogniem jaki dostrzegli w oczach córki”, gdy w ramach rehabilitacji po amputacji nogi z powodu raka kości, ktoś zabrał dziewczynkę na stok i nauczył zjeżdżać na desce.

By podtrzymać ten ogień, matka przeprowadziła się z nią do stanu Utah, zostawiając w Luizjanie ojca z synami. Rodzina była w stanie spotykać się zaledwie kilka razy w roku. Ale kariera Brenny rozbłysła tak bardzo, że dziś jest w USA ikoną ruchu paraolimpijskiego. Trafia na okładki kolorowych magazynów, walczy o równouprawnienie kobiet. Właśnie zdobyła w Pjobgczangu swoje pierwsze złoto.

***

Amerykanka Oksana Masters wygrała tu sprint w biegu narciarskim na siedząco, a na wcześniejszych igrzyskach srebro w wioślarstwie i biathlonie. Przed dekoracją dziękowała matce, profesor logopedii z Kansas, za to, że ta wyrwała ją z ukraińskiego sierocińca, gdzie przechodziła piekło i adoptując ofiarowała nowe życie. Po dekoracji zdjęła złoty medal i zawiesiła na szyi mamy.

Inni dziękowali trenerom, bo ci powiedzieli zawodnikowi „tak” na wspólną pracę, po latach słyszenia „nie” od szeregu innych. Bo nie te pieniądze, nie te ambicje, bo to się nigdy nie uda…

Niewidoma narciarka alpejska, trzykrotna mistrzyni paraolimpijska z Vancouver, dwukrotna z Soczi i aż czterokrotna w Pjongczang, dziękowała swojej przewodniczce Natalii Šubrtovej za to, że poświęciła jej całe swoje zawodowe życie. Że ofiarowała pomoc, gdy nie wiązało się to z żadnymi przywilejami ani pieniędzmi.

***

Całe szczęście, że przewodnicy osób niewidomych i niedowidzących są na igrzyskach paraolimpijskich nagradzani tymi samymi medalami co zawodnicy. Ich poświęcenie jest niesamowite. Mamy trójkę w polskiej ekipie. Anna Ogarzyńska już od 10 lat jeździ z alpejczykiem Maciejem Krężelem i na szczęście dzięki dobrym występom na igrzyskach w Sochi i Pjongczang będzie wraz z nim dostawać stypendium. Ale już Jakub Twardowski, przewodnik biegacza narciarskiego i biathlonisty Piotra Garbowskiego robi to charytatywnie. W czasie wolnym, którego ma nadmiar, bo jest bezrobotny. Czemu? Bo wie, że bez niego Piotrek nie spełniłby marzenia życia o startach na igrzyskach.

foto: Bartłomiej Zborowski/PKPar

O gestach większych i mniejszych słyszy się w wiosce paraolimpijskiej co krok. Niedaleko szukając, Twardowski i Garbowski prosili mnie, żebym publicznie podziękował fizjoterapeucie polskich alpejczyków w Pjongczangu, Jerzemu Kochajowi. Oni, biegacze narciarski nie mają prywatnego fizjoterapeuty jak czołowe teamy rywali. Tymczasem Kochaj, choć wstaje o 5. rano, sam przyszedł i zaofiarował pomoc. Masuje chłopaków do późna w nocy, dzięki czemu szybciej się regenerują.

***

Gesty Fair Play widoczne są także podczas walki o medale. W finale snowboardowego zjazdu kobiet rywalizowały dwie Holenderki – mistrzyni paraolimpijska z Soczi, Bibian Mentel-Spee i jej rodaczka, mistrzyni świata Lisa Bunschoten. Po z skoku z hopy obie się przewróciły. Mentel-Spee zanim ruszyła dalej po złoto, najpierw sprawdziła co z leżącą rywalką (spadły jej gogle, trafiła do szpitala na szycie rozciętej brody).

Trener biegaczy i biathlonistów Kazimierz Cetnarski opowiada, że na porządku dziennym jest, że rywale ratują się nawzajem kijkami, jak któryś zawodnik złamie na trasie. Nie dalej jak wczoraj trener Japończyka podarował kijek Białorusinowi, który potem wygrał z jego zawodnikiem. Doborem smarów może się nie dzielą, ale potrafią nawet sprezentować sledże, czyli sanki dla osób po amputacji.

Debiutującej na igrzyskach paraolimpijskich Iwecie Faron rozpadł się karabin pół godziny przed startem jej biathlonowej konkurencji. Dostała broń do Kamila Rośka, który skończył swój start chwilę wcześniej. „To było tak oczywiste, że w ogóle nie ma co o tym wspominać. Trzeba sobie pomagać” – macha ręką chorąży polskiej kadry.

Michał Pol

attache prasowy polskiej reprezentacji paraolipmijskiej

foto: Bartłomiej Zborowski/PKPar