Był apetyt na medal, medalu nie ma. Witold Skupień zajął 6 m. w biegu na 10km techniką klasyczną. To miejsce, które zapewnia ministerialne stypendium, nie spełnia ambicji i oczekiwań zawodnika.

 

Witold Skupień przyjechał do Pjongczangu jako jeden z pretendentów do medalu na igrzyskach obok Igora Sikorskiego. Sikorski ma już swój brąz, Witold Skupień liczył, że dzisiejszy bieg przyniesie podium. Nie udało się.

– Te igrzyska to jest moja życiowa porażka. Nie wyobrażałem sobie przed igrzyskami, żebym nie stanął tu na podium. Szczególnie dzisiaj jestem bardzo zły. Nie będę zwalał na nikogo winy. Sam popełniłem kilka zasadniczych błędów. Kończę z szóstym, które jest dla mnie bardzo słabym miejscem.

Ubiegłoroczny wicemistrz świata z Finsterau i tegoroczny brązowy medalista z zawodów Pucharu Świata w Vuokatti  nie ukrywał rozczarowania i rozgoryczenia. Fakt, że jest w światowej czołówce nie był dla niego żadnym pocieszeniem.

– Zrobiłem wszystko przez te cztery lata. Debiutowałem cztery lata temu w Soczi. Wiem, że stać mnie na wygrywanie z tymi zawodnikami, stać mnie, żeby z nimi przegrać, więc z nimi przegrałem. Sens był taki, żeby szczyt przyszedł na igrzyska. Nie przyszedł. Żeby było jak najlepiej posmarowane – nie było. No i nie wyszło nam to. Dla niektórych 20 miejsce jest porażką. Dla mnie 5, 6 i 7 są porażką.

Witolda Skupienia nie satysfakcjonuje stypendium, choć oczywiście gwarantuje dalszy rozwój zawodnika.

–  Nie myślę o skończeniu kariery. Myślę, że do Pekinu zrobię wszystko, żeby ten medal dla Polski zdobyć. Jak to się nie uda to się będę zastanawiał po Pekinie.