Janusz Rokicki zdobył w sobotę srebrny medal w pchnięciu kulą na igrzyskach paraolimpijskich w Rio. Trzeci w karierze po Atenach i Londynie. Po konkursie przyznał, że musiał pokonać nie tylko rywali, ale i potworny ból. Zwichnął bark po upadku w łazience w wiosce olimpijskiej i ledwo wystartował…

Adrian Stykowski declares that he has no rights to the image of people at the photographs of his authorship. Any editorial, commercial or promotional use requires written permission from the author of image.
Janusz Rokicki fot. Adrian Stykowski

– Przed wylotem do igrzysk mierzyłem w złoto. Ale po wypadku modliłem się, żebym w ogóle mógł wystąpić. Zagryzłem zęby, ale najgorszemu wrogowi nie życzę takie bólu podczas startu. Z uwagi na okoliczności jestem więc szczęśliwy z tego srebra. Jest dla mnie bardzo cenny – mówił.

Opowiadał, że 10 dni przed startem przewrócił się na mokrej podłodze w łazience podczas przesiadania się. Naderwał mięsień nadgrzebieniowy, zerwał podłopatkowy. – Po rezonansie byłem załamany. Igrzyska, a tu co, nie wystartuję, będę na wycieczce? Byłem w stanie odbyć tylko jeden trening. Nasi rehabilitanci dokonali cudu stawiając mnie na nogi. Nie wypadało ich zawieść i nie zdobyć medalu – mówił.

Dodał, że nie chciał zawieść rodziny, która mu kibicuje, a zwłaszcza trzech synów, Bartkowi, Michałowi i Kubie. – Bólu przy pchaniu nie dało się zagłuszyć, ale rozmowa z synami na Facebooku mnie zmobilizowała. A jeszcze grzebiąc w torbie znalazłem czekoladę, którą wetknął mi cichcem jeden z nich. Z napisem: „Wierzę, że dasz radę”. Mała rzecz, ale dodała mi kopa. No i dałem radę! – cieszył się Rokicki.

Adrian Stykowski declares that he has no rights to the image of people at the photographs of his authorship. Any editorial, commercial or promotional use requires written permission from the author of image.
Janusz Rokicki fot. Adrian Stykowski

Co ciekawe, Irańczyk Javid Shakib Ehsani, który zajął trzecie miejsce, podziękował za sukces… Rokickiemu. Powiedział, że Polak jest dla niego inspiracją i wzorem. Ogląda jego starty na YouTubie, śledzi w telewizji. Wziął się nawet na odwagę i napisał do niego z pytaniami o wskazówki. Obaj panowie korespondują. – To miłe słowa. Cieszę się, że mogłem komuś pomóc.

Dodał, że chciałby być pozytywnym przykładem dla ludzi, których los skazał na wózek inwalidzki. On sam został skazany na niego w 1992 roku, gdy wracając z wypłatą do domu, został ciężko pobity i obrabowany, bandyci zostawili go na torach kolejowych. Maszynista dojrzał go w ostatniej chwili i pociąg obciął mu obie nogi.

– Przez pierwszych osiem lat nie uprawiałem sportu, bo nie wiedziałem, że istnieje taka możliwość dla niepełnosprawnych. Gdybym wiedział, nie zmarnowałbym tylu lat! Nie trafiłem na żadną informację w gazetach czy telewizji. Widziałem w Bielsku Białej innych niepełnosprawnych, ale do głowy mi nie przyszło, że ktoś coś trenuje. Dziś jak spotkam w moim Cieszynie na ulicy niepełnosprawnego to nie puszczę! Zagaduję, agituję, namawiam na trening. Tłumaczę, że szkoda życia marnować w domu. Sport do pewnego poziomu rehabilituje, ale kiedy zaczyna się wyczyn, zaczyna się prawdziwa przygoda. Oni może nawet słyszeli o sportach paraolimpijskich, ale jak zobaczą taki żywy przykład, to od razu łatwiej ich namówić – opowiadał.

– Dla mnie największa satysfakcja to zobaczyć, że taka namówiona osoba zdobywa medal mistrzostw Polski. Katarzyna Słoma czy Gabrysia Patoła zdobywały nawet medale mistrzostw świata juniorów.

Co dalej? Czy Rokicki powalczy o upragniony złoty medal igrzysk paraolimpijskich w Tokio za cztery lata? – O Boże, nie wiem. Lekarze mówią, że oba barki do generalnego remontu, jeden na pewno czeka operacja. Ale jak Bóg da zdrowie, to pewnie że chciałbym pojechać. Czwarty byłem w Pekinie, brakuje mi jeszcze brązu i złota w kolekcji. Chciałbym wreszcie zdobyć ten najcenniejszy krążek – stwierdził Rokicki.

Michał Pol, Rio de Janeiro