Alpejczyk Igor Sikorski wypadł z trasy podczas pierwszej części super kombinacji igrzysk paraolimpijskich w Pjongczangu. – Jak się idzie w takich warunkach na całość, to albo się wygrywa, albo wypada. Szkoda, ale mam jeszcze występy w gigancie i slalomie – powiedział.

 

Gdy Sikorski, wicemistrz świata w jeździe w slalomie na monoski ruszał z góry w Jeongseon Alpine Centre, była 12. w południe, temperatura wynosiła 12 stopni Celsjusza, a trasa super giganta była pełna miękkiego, mokrego śniegu i dziur, które wyorali zawodnicy i zawodniczki czterech innych konkurencji, startujący wcześniej. W takich warunkach kto marzył o medalu, musiał zaryzykować.

foto: Bartłomiej Zborowski

Toteż w tych trudnych warunkach konkurencji nie ukończyło wraz z Polakiem aż ośmiu zawodników, z trasy wypadli m.in. złoty medalista w super gigancie sprzed dwóch dni Kurt Oatway czy świetny Austriak Roman Rabl.

– Niestety Igor wpadł w dziurę, obróciło go i po zawodach. Najważniejsze, że się od razu podniósł. Szkoda, bo była szansa medalowa. Ciężkie warunki. To nie przypadek, że wypadło tylu zawodników – komentował na gorąco prezes Polskiego Komitetu Patraolimpijskiego, Łukasz Szeliga, trzykrotny paraolimpijczyk w narciarstwie alpejskim.

foto: Bartłomiej Zborowski

 

– Chłopaki mają teraz bardzo miękką trasą, w której porobiło się sporo dziur. Widać było, że od pierwszej bramki Igorowi podbija nartę, miał pecha, że mu ją podbiło w niewłaściwym momencie – dodała siedząca obok na trybunie Anna Ogarzyńska, przewodniczka niedowidzącego Macieja Krężela, z którym przejeżdżali trasę godzinę wcześniej.

– Jechałem szybko, straciłem na chwilę kontakt ze śniegiem, obróciło mnie, chciałem to jeszcze skorygować, ale narta złapała krawędź i przewróciło mnie na bok. Nic mi się nie stało. Przez pierwsza minutę byłem obolały, ale jak już wyrównałem oddech to wstałem i już nie było tak źle – mówił Sikorski po zjeździe na dół.

Polak przekonywał, że upadek nie będzie miał żadnego wpływu na jego dwa ostatnie starty na igrzyskach w Pjongczangu, w gigancie i slalomie, w którym jest aktualnym wicemistrzem świata. – Jutro jest kolejny dzień, podejdę do niego z czystą głową. Potraktuję każdy start jak nową szansę – przekonywał.

– Patrząc już z mniejszymi emocjami oceniam, że Igor od samego początku nie mógł się dobrze wpasować w tor jazdy. Kiedy później narta wpadła mu w dziurę, był bez szans. Kto z zawodników miał dziś pecha i złapał dziurę, kończył zawody. W jeździe na siedząco nie ma możliwości skompensowania nierówność jak w jeździe nawet na jednej nodze. Szkoda szansy, ale nie robimy tragedii. Igor jeszcze zagra tu w Pjongczang rocka – dodał Szeliga.