Dwa złote medale w odstępie kilku minut zdobyli polscy sportowcy w poniedziałkowy wieczór na Stadionie Olimpijskim w Londynie podczas MŚ w lekkiej atletyce osób niepełnosprawnych. Najpierw Barbara Niewiedział na 1500 m w kat. T20. Po niej niewidoma Joanna Mazur wraz z przewodnikiem Michałem Stawickim na tym samym dystansie.

fot. Bartek Tott/PZSN „Start”

Niewiedział, mistrzyni paraolimpijska na 1500 m wśród osób z niepełnosprawnością intelektualną z Londynu 2012 i Rio 2016 potwierdziła dominację w tej konkurencji. Przez cały wyścig kontrolowała sytuację, nie przejęła się szarżą Amerykanki Kaitlin Bonds i przybiegła na metę ze sporą przewagą nad Ukrainką Ludmiłą Daniliną.

– Mogę właściwie powiedzieć, że to był zwykły dzień w biurze. Na dwóch ostatnich igrzyskach i obu mistrzostwach świata w Lyonie w 2013 i Doha dwa lata temu nie miałam sobie równych. Cieszę się, że nic się w tej kwestii nie zmieniło – śmiała się za metą.

Niewiedział nie przeszkodziło nawet to, że kilka godzin przed wieczornym biegiem wygrała półfinał na 400 m. Na szczęście organizatorzy przygotowali specjalny namiot, w którym można się było zanurzyć w kąpieli w lodowatej wodzie z kostkami lodu. Pierwszy raz skorzystałam z czegoś takiego i to był strzał w dziesiątkę! Igły przeszły całe moje ciało, ale nogi momentalnie odpoczęły i zrobiły się lżejsze. Zanurzyłam się tuż po biegu na 400 m i tuż przed startem na 1500 m – opowiadała.

fot. Ilona Berezowska/PZSN „Start”

Dodała, że nie przestraszyła się szarży Amerykanki Bonds, która mocno wyrwała do przodu. – Ona jest faworytką na 400 m, to jest jej koronny dystans, wiedziałam, że nie wytrzyma. Ona będzie moją główną rywalką we wtorek, ale ciesze się, że dostałam trzeci tor a ona piąty. Będę ją miała na widoku – mówiła Niewiedział, która w Rio wywalczyła na 400 m brązowy medal szalonym finiszem, rzucając się na linię mety i upadając na twarz, co zostało uznane przez organizatorów za „najbardziej magiczny moment igrzysk”.

Ledwo Basia Niewiedział zeszła z bieżni, a w finale biegu na 1500 m osób niewidomych wystartowała Joanna Mazur z przewodnikiem Michałem Stawickim. To dla nich nowy dystans. Wcześniej biegali na 200 m i 400 m, ale choć zdobywali mistrzostwa Europy, po igrzyskach paraolimpijskich w Rio zdecydowali się wydłużyć dystans. I to był strzał w dziesiątkę! W swoim zaledwie czwartym wspólnym starcie na 1500 m, w finale mistrzostw świata po kapitalnym finiszu wyprzedzili Kolumbijkę Arango Buitrago (z Jonathanem Daybesem) i Chinkę Zheng Jin (z Wangiem Zipengiem). Do tego pobili własny rekord aż o 15 sekund!

fot. Michał Pol/PZSN Start

– Michał jako mój trener postanowił przerobić mnie ze sprinterki na biegacza średniodystansowego, choć nie wierzyłam, że podołam. A jednak! Jak widać oddałam się w dobre ręce. Opłaciły się te wszystkie ciężkie treningi – mówiła Asia.

– Tak naprawdę ułożyłem sobie taktykę na ten bieg jeszcze podczas zgrupowania w Zakopanem. Wszystko było dokładnie przemyślane. Mieliśmy zaatakować na ostatnich 200 m. Jeszcze dziś po obiedzie, Asia zapytała czy na pewno jestem przekonany, że zdążymy przeprowadzić to, co chcemy. Ryzyko było, ale bez niego nie ma największych sukcesów. No i rzeczywiście było „na żyletki”. Jeśli przyprawiliśmy któregoś z naszych kibiców o zawał, to przepraszamy – opowiadał Stawicki, były lekkoatleta i triatlonista.

– Wszystko było jak na treningu, więc nic nie mogło pójść źle. A w dodatku jeszcze niesamowicie niósł nas doping kibiców – dodała Mazur.

Prośba do ministra sportu

Świeżo koronowani mistrzowie świata zwrócili się z ogromną prośbą do ministra sportu, Witolda Bańki o zmianę przepisów. Stypendium za sukces na takiej imprezie jak londyńskie MŚ przysługuje im tylko w przypadku jeśli w finale wystartuje 12 zawodników z 8 państw. Na nieszczęście Mazur i Stawickiego w ostatniej chwili wycofała się Kenijka, nie wystartowali też Rosjanie, bo cała ich lekkoatletyczna reprezentacja została zawieszona za doping przez Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski. W efekcie w konkurencji wystartowało więc 11 zawodników.

– Bardzo prosimy ministra, żeby popatrzył łaskawie na sprawę. W sporcie paraolimpijskim niestety łatwo o to, że zabraknie tego kluczowego 12 zawodnika. Po pierwsze z powodu kontuzji, po drugie z braku pieniędzy, wielu krajów nie stać na wysłanie zawodnika, jeśli nie są absolutnymi pewniakami do medalu. A my stajem się ofiarami, bo mimo złotego medalu nie dostajemy stypendium, które zapewniłoby nam przygotowania do kolejnych startów – tłumaczy Joanna Mazur.

I ona i jej przewodnik musieli zrezygnować z pracy, żeby skoncentrować się na przygotowaniach do igrzysk w Rio i MŚ w Londynie. Ze Stawickim nie przedłużono umowy w szkole gdzie uczył WF-u. Mazur pracowała w przychodni jako masażystka. – Ale 18 osób dziennie i do tego trening wytrzymałościowy, trzygodzinna siłownia było ponad moje siły. Wykańczałam się. Trenowanie tego sportu to dla nas ciężkie zderzenie z rzeczywistością. Sporo poświęciliśmy przez ten rok. Ale uważamy że warto. Idziemy do przodu i spełniamy marzenia – mówi Asia.

Michał podkreśla, że w tej dyscyplinie nie można zawodnika oddzielić od przewodnika, który jest jego oczami, połączony z zawodnikiem opaską dyktuje tempo, podczas biegu informuje: „prosta”, „wyjście z wirażu” itp. nie wolno mu wyprzedzać ani ciągnąć zawodnika. – To nie może być ktoś przypadkowy, ale ktoś kto zgra się z zawodnikiem w jeden organizm. Biedniejsze, np. afrykańskie kraje radzą sobie tak, że z niewidomym zawodnikiem biegnie, który startuje też w swojej konkurencji. Np. z zawodniczką z Angoli biegł jej rodak bez oka, z inną ktoś po amputacji. Ale wówczas ciężko o te największe sukcesy.

Tuż po zwycięskim biegu na 1500 m na MŚ w lekkiej atletyce w Londynie Joanna Mazur i jej przewodnik Michał Stawicki opowiadają o swojej współpracy, startach, relacjach i przyszłości
https://youtu.be/rEMWY5CvtUQ

Złoci medaliści MŚ w lekkiej atletyce w Londynie, Joanna Mazur i jej przewodnik Michał Stawicki opowiadają o tym jak wygrali bieg na 1500 m
https://youtu.be/zSeItzKK1eQ

Michał Pol, Londyn